O złym stanie tzw. burzowników w Bisztynku pisaliśmy już kilka razy. To jednak nie wystarczyło, aby je należycie oczyścić. Dlatego nadal się tym zajmujemy.
13 sierpnia po południu Bisztynek nawiedziła kolejna potężna, acz krótkotrwała ulewa połączona ze stosunkowo łagodną burzą. Trwała kilka minut, po czym ponownie pojawiło się słońce. Tak jak w znanym utworze "Budki Suflera". Pojawiło się słońce, ale nie tylko ono. Po raz kolejny mieszkańcy przekonali się o fatalnym stanie odpływów burzowych. Pierwszy - jak zwykle - zalewana była Przychodnia Zdrowia. Także tym razem jej piwnice nie zostały zalane tylko dzięki interwencji pracownika, który podczas ulewy na
bieżąco i z "bardzo szcześliwą miną" oczyszczał jeden z pobliskich odpływów. W czasie jego pracy chodnikiem tuż przy ulicy zamienionej w rzekę przechodziła w kierunku Urzędu Miejskiego Pani wiceburmistrz.
Dwa dni później, od jednej z mieszkanek ulicy Gustawa Morcinka dowiedzieliśmy się, że pod usytuowanym tam wiaduktem pokolejowym śmierdzi. Śmierdzi szlam naniesiony przez ulewę. - Jest go już znacznie mniej, bo został rozjeżdżony przez samochody i cześciowo uprzątnięty przez mieszkańców, ale warto się tam przejść - zaproponowała. Nie ma sprawy.
Skutki przepływu wody widać już na ulicy Szkolnej wykonanej ze żwiru i nieco większych kamyków. Tuż przy skrzyżowaniu Szkolnej z Gustawem ów żwierek (a może Muchomorek) zapchał kompletnie kratkę burzownika. Po przeciwnej stronie ulicy jest "czynny" burzownik tyle, że jego wlot jest kilka centymetrów wyżej od poziomu jezdni. Tuż przy wiadukcie znaleźliśmy burzownik pokryty deskami w których ktoś wywiercił kilka otworków. Taki erzac kratki, którą ktoś przed laty pewnie sobie przywłaszczył.
Tuż za wiaduktem trafiamy wreszcie na swojski smrodek. Lewa strona (jeśli idziemy w stronę Warmian) jezdni pokryta jest błotkiem o zapachu znanym wszystkim, którzy kiedykolwiek obserwowali opróżnianie szamba. Zajmuje także część chodnika, a pokaźna kałuża zajmuje także placyk przed kaplicą św. Marty. W pobliżu - a jakże - zapchane burzowniki. Liście i kawałki innej flory naniosła ulewa.
"Woda ma to do siebie, że jak znajdzie ujście to wypłwa" - mawiał emerytowany już, szef bisztyneckich wodociągów, gdy zgłaszano mu awarię rur, albo zaworów. "Ha dwa O" ma też tę właściwość, że dzięki grawitacji spływa najniżej jak może. Najniżej w Bisztynku jest właśnie w okolicach wiaduktu. Będzie więc tam spływać przy każdych opadach. Co wcale nie znaczy, że nie może jeszcze niżej. Na przykład do kanałów burzowych. Tyle że tam musi się jakoś dostać. Wkrótce kolejna ulewa. Nastąpi z całą pewnością. Co, poza słońcem, po niej się pojawi? Ciekawe czy nadal będziemy o tym pisać?
Andrzej Grabowski - 16.08.2009 r.
|