Setki osób odwiedziło wieczorem cmentarz w Bisztynku. Niezmiennie, od lat zastanawia mnie co tak przyciąga tak wielu z nas na cmentarze wieczore. Nawet nie probuję już tego wyjaśnić. Także w tym roku poszedłem na cmentarz z aparatem. Zdjęca sądla tych, którzy do Bisztynka przybyć nie mogli.
Każdego roku w Dniu Wszystkich Świętych (1 listopada) i Dniu Wszystkich Wiernych Zmarłych (2 listopada), wieczorem chodzę na spacery po cmentarzu w Bisztynku. Nie mogę się temu oprzeć tym bardziej, że widzę cmentarz z okien mego mieszkania.
W Bisztynku nie spoczywa nikt z mojej bliskiej rodziny, ale nie oznacza to, że nie mam tam osób bliskich. Bliscy - to nie tylko rodzina. To wielu znajomych, kolegów z którymi już gdy mieszkałem w Bisztynku coś wspólnie robiliśmy i których żegnałem podczas pogrzebowych uroczystości. To także ci, których osobiście nigdy nie poznałem, ale czytałem o nich w historycznych źródłach. Ci, których nazwiska widoczne są jeszcze na żeliwnych krzyżach z przełomu XIX i XX wieku lub dawnych nagrobkach, których nie zdecydowano się usunąć. To wreszcie ci, których tylko fragmenty nagrobków są jeszcze do odnalezienia.
O wielu z nich pisałem na tych stronach. Czasem wiem, gdzie kiedyś mieszkali. Czasem wiem jaki zawód wykonywali a wytwory ich rąk są jeszcze w szufladach i szafach obecnych mieszkańców Bisztynka.
Co roku obserwując i fotografując groby na których ktoś zapala pojedyńczy znicz zastanawia mnie bałagan jaki panuje na zabytkowej części cmantarza. To swoiste składowisko betonowych obramowań dawnych grobów i demontowanych pomników.
Ciekawe czy ktoś urządzi za 100 lat podobne składowisko na grobach obecnie grzebanych mieszkańców?
W tych wieczornych, corocznych spacerach po cmentarzu brakuje mi zapamiętanego z lat młodzieńczych elementu. Dziś produkowane masowo nie dymią i nie dają takiego zapachu jak te sprzed lat. Te otwarte, które nie płonęły przez 16 godzin i gasły na wietrze. Dziś tego zapachu już nie ma choć na refleksje zawsze jest czas.
Andrzej Grabowski - 02.11.2014 r.
|