Aktualno¶ci >>> IX Spotkania Englingowskie w Prositach >>>

 .: Józek z Prosit - nieznany kandydat na o³tarze

JÓZEK Z PROSIT - NIEZNANY KANDYDAT NA O£TARZE

IX Dni Eglingowskie odby³y sie w Prositach ko³o Bisztynka w ostatni weekend. By³y skromne, tak jak skromnym ch³opcem by³ Josef Engling, który urodzi³ siê w³a¶nie w Prositach w 1898 roku. W po³owie czerwca w Trewirze (Niemcy) zakoñczy³a siê diecezjalna czê¶æ jego procesu beatyfikacyjnego. Go¶ciem Spotkañ by³ - miêdzy innymi - postulator procesu beatyfikacyjnego Józefa Englinga, ks dr Jan Korycki ze Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego z Rzymu. Mszê w intencji beatyfikacji Englinga odprawi³ ks. biskup Jacek Jezierski.

O Englingu - zupe³nie nieznanym szerzej kandydacie na o³tarze - opowiada Alicja Kostka - osob± najbardziej zaanga¿owana w naszym kraju w ten proces beatyfikacyjny - w³a¶cicielka domu w którym wychowywa³ siê m³ody Josef.

- By³am na 3 roku studiów na KUL w Lublinie, gdy zainteresowa³am siê Ruchem Szensztackim. W jednej z ksi±¿ek o tym Ruchu, na jej pierwszych kartach, znalaz³am portret Englinga i wiadomo¶æ, ¿e urodzi³ siê na Warmii. Jako rodowita Warmianka postanowi³am poznaæ go bli¿ej. Przede wszystkim pojecha³am do Prosit, aby znale¼æ jego dom rodzinny. Wówczas proboszczem w Prositach by³ ksi±dz Bronis³aw Magdziarz. Wskaza³ mi to miejsce. Skromny dom w którym mieszka³a bezdzietna wdowa - babcia Alina Barszczewska. Ksi±dz Magdziarz robi³ wszystko, aby ten dom zachowaæ. Przez wiele lat by³ niezamieszka³y i popada³ w ruinê. To ksi±dz Magdziarz osiedli³ tam babciê Alinê. Ja trafi³am tam pod koniec jej ¿ycia. Przed jej ¶mierci± ksi±dz przepisa³ dom Englinga na mnie i tak sta³am siê jego w³a¶cicielk±. Chêtnie zamieszka³abym tu na sta³e, ale nie mam w pobli¿u pracy. Na razie bywam w nim w wekkendy i czê¶ciej w czasie roku szkolnego, gdy prowadzê warsztaty Wtedy w roku 1997, w Prositach nikt nie wiedzia³ nic o Englingu. Babcia Alina Barszczewska wiedzia³a tylko tyle, ¿e... mieszka³ tu ¶wiêty. By³a przyzwyczajona do takich "nalotów" pojedyñczych osób, które chcia³y chocia¿ zerwaæ koniczynkê z podwórka Englinga. By³y to g³ównie osoby z zachodnich Niemiec, gdzie ta postaæ by³a stosunkowo dobrze znana. Jako jedyna cz³onkini Ruchu Szensztackiego z naszego regionu postanowi³am poznaæ bli¿ej Englinga i jego d±¿enie do ¶wiêto¶ci.

- Teraz nazywam go zwyczajnie - Józkiem. Zgin±³ w wieku 20 lat pod Cambrai, we Francji, na froncie I Wojny ¦wiatowej. Wtedy by³am w podobnym wieku. Traktujê go jak brata. Podobnie traktuj± go m³odzi ludzie, którzy poznaj± dopiero tê postaæ na organizowanych przeze mnie warsztatach. M³odzi ludzie odkrywaj± w nim swego kumpla, kolegê i przyjaciela. Przekonuj± siê, ¿e nie jest niedostêpny i nieosi±galny, a tak traktuje siê przecie¿ wielu ¶wiêtych. Inaczej by³o z pokoleniem starszym. Gdy w 1999 roku zmar³a babcia Barszczewska i ja sta³am siê w³a¶cicielk± domu Józka, podchodzili do mnie nieufnie, tak jak i do tej postaci. "Przecie¿ to Niemiec" - mówili. Niektórzy mówili o tym, ¿e ca³y Ruch Szensztacki (do którego Engling nale¿a³) to jaka¶ inna wiara. Dopiero po zorganizowaniu w 2000 roku I Spotkañ Englingowskich to nastawienie zaczê³o siê powoli zmieniaæ. Wtedy mieszkañcy poznali Józka jako zwyk³ego ch³opaka z rodziny krawca, który tylko dba³ znacznie wiêcej ni¿ inni o swój rozwój duchowy, intelektualny i religijny.

- Odk±d lepiej pozna³am Józka sta³ siê dla mnie wzorem osobowym, a moje ¿ycie jest inspirowane przez niego. Nie bez przyczyny. Nawet na froncie troszczy³ siê o swoje powo³anie - chcia³ byæ ksiêdzem, ale te¿ powo³ania innych ¿o³nierzy. Potrafi³ dzieliæ siê z kolegami ¿ywno¶ci±, której nie dostarczano im w wystarczaj±cych ilo¶ciach. Gdy chciano wys³aæ na zwiad ¿o³nierza posiadaj±cego liczn± rodzinê poszed³ tam za niego. Zajmowa³ siê zbieraniem rannych i grzebaniem zabitych ¿o³nierzy, co nie by³o wtedy oczywisto¶ci±. W plecaku nosi³ ksi±¿ki. Ci±gle prowadzi³ swój dziennik i organizowa³ swój dzieñ z uwzglêdnieniem praktyk religijnych. W tym "rozk³adzie dnia" przewidywa³ te¿ takie przedsiêwziêcia jak doskonalenie swojej wymowy (mia³ jej wadê). Jeszcze jako dziecko w Prositach namawia³ starszych do uczestniczenia w codziennej Mszy ¶wiêtej. Odnotowa³, ¿e to mu siê nie uda³o. Czyni³ to tak¿e na froncie. S³u¿y³ do Mszy jako ministrant polowy.

- Dzi¶ Engling mo¿e byæ wzorem dla m³odych ludzi chocia¿ ¶wiat jest zmieniony i nie sprzyja powstawaniu podobnych postaw. Obserwujê jednak, ¿e ludzie, coraz czê¶ciej szukaj± jakiego¶ miejsca gdzie mog± siê wyciszyæ i zapytaæ siebie samego "kim jestem?". Szukaj± miejsc gdzie mog± skorzystaæ z dobroczynno¶ci takich osób jak Josef Engling. Nie da siê ¿yc w ci±g³ym stresie, z syndromem wypalenia. Dlatego wielu ludzi, szczególnie z du¿ych o¶rodków miejskich, trafia do skromnego domostwa Józka w Prositach. Wiem od moich go¶ci, ¿e wyje¿d¿aj± st±d lepsi, odnowieni. Ja traktujê to jako co¶ nadprzyrodzonego. Obserwuje siê to w wielu miejscach narodzin ludzi ¶wiêtych. Choæby w Wadowicach.

- Proces beatyfikacyjny Józefa Englinga rozpocz±³ siê w 1952 roku. Inicjatywa, aby go przeprowadziæ pojawi³a siê znacznie wcze¶niej, bo ju¿ w 1930 r. Po pewnych zawirowaniach zakoñczy³ siê - na poziomie diecezjalnym - 17 czerwca 2008 r. By³am jednym ze ¶wiadków w tym procesie. Nie wolno mi mówiæ co zezna³am. To jest tak, ¿e przed og³oszeniem beatyfikacji nie mo¿e byæ kultu publicznego danej osoby. Z drugiej strony do procesu potrzebne s± ¶wiadectwa i znaki, i¿ ludzie zwracaj± siê do tej osoby. Poniewa¿ zwracam siê z pro¶bami do Englinga da³am temu ¶wiadectwo w procesie. Jako jedyna osoba z naszego kraju. Mogê dodaæ, ¿e ca³y czas do¶wiadczam dobroczynnego wp³ywu Józka na moje ¿ycie.

- Wiem, ¿e nastawienie wielu wiernych Ko¶cio³a, bardzo tradycyjnie traktuj±cych wiarê, do mnie,jest co najmniej podejrzliwe. Twierdz± oni, ¿e osoby ¶wieckie nie powinny siê zajmowaæ podobnymi rzeczami. Uznaj± to za domenê ksiê¿y i zakonników oraz zakonnic. To mylna postawa. W ko¶ciele posoborowym dzia³ania w licznych ruchach chrze¶cijañskich traktowana jest jako "powiew Ducha ¦wiêtego". Tak mówi³ o nich choæby Jan Pawe³ II. Dzi¶ Ko¶ció³ musi oferowaæ wiernym co¶ wiêcej ni¿ niedzieln± Mszê, spowied¼ i procesjê. Choæby religijne weekendy, rekolekcje, spotkania. Ludzie poszukuj± i je¶li nie da im tego Ko¶ció³, znajd± to "co¶" gdzie indziej.

Ruch Szensztacki jest miêdzynarodow± wspólnot± duchow±, nale¿±c± do Ko¶cio³a rzymskokatolickiego. Miejscem powstania i g³ównym miastem Ruchu jest Schönstatt - dzielnica miasta Vallendar, le¿±cego ko³o Koblencji w Niemczech. Ruch ma formê federacyjn±, a koordynowany jest prze tzw. prezydium generalne, którego siedzib± jest równie¿ Schönstatt. Celem Josefa Kentenicha, za³o¿yciela Ruchu by³o, nadanie Ko¶cio³owi i wierze w Chrystusa nowego, nowoczesnego wygl±du. Jego funkcj± by³o duchowe towarzyszenie i wspieranie m³odzieñców. Spe³niaj±c swoje zadanie doszed³ do wniosku, ¿e Ko¶ció³ sk³ada siê z niezliczonych formu³, zasad i tradycji, jednak dla ludzi czêsto jest jedynie irytuj±cym obowi±zkiem.W celu ponownego zgrania wiary chrze¶cijañskiej z ¿yciem codziennym za³o¿y³ wraz z grup± zainteresowanych m³odych mê¿czyzn, 18 pa¼dziernika 1914 grupê, której celem by³o odnowienie wiary katolickiej, nie tyle od strony teoretycznej co przez obserwacje ¿ycia codziennego.

Wiêcej o Ruchu Szensztackim przeczytacie na stronie www.szensztat.pl >>>

Andrzej Grabowski - 07.07.2008 r.

Copyright: www.bisztynek.strona.pl 2008