Na naszych stronach wielokrotnie wymienialiśmy nazwisko Elisabeth Schmidt oraz jej ojca - dziennikarza - Rudolfa Schmidta. Wspominaliśmy także o jej dziadku - stolarzu. Przyszła pora, aby przybliżyć internatutom te postaci. Dlatego poprosiliśmy Elisabeth Schmidt o napisanie kilku zdań o sobie, o rodzinie i o jej kontaktach z Bisztynkiem. Zwracamy uwagę, że poniżej zamieszczony tekst został napisany przez Panią Elę - jak ją nazywamy wśród znajomych. Napisany po polsku. Tekst publikujemy bez żadnych poprawek redakcyjnych, aby uzmysłowić wszystkim w jak krótkim czasie można nauczyć się naszego języka jeśli ma się tylko odpowiednią motywację :-) "Mało istotnym szczegółem" jest to, że to już szósty język obcy jakim Pani Ela się posługuje...
Miasto Bisztynek znane mi jest od wczesnego dzieciństwa jako miasto rodzinne moich rodziców - Rudolfa Kostki i Lilli Fox. Według rodzinnego drzewa genealogicznego, opartego na metrykach i wypisach z ksiąg kościelnych, sięga zakorzenienie moich przodków ze strony ojca i matki w Bischofstein i okolicy mniej więcej roku 1690. Mój dziadek, mistrz stolarski Gustav Kostka, posiadał przed rokiem 1945 przy ulicy Żeromskiego 5 (Bartensteiner Strasse) dużą stolarnię mebli i trumien. Zajmował się on także stolarką artystyczną i m.in. odrestaurował drewniane ołtarze kościoła św. Macieja (St. Matthias-Kirche) i kościoła w Sułowie (Schulen).
Ojciec mój Rudolf Kostka zatrudniony był w "Bischofsteiner Anzeiger" (Kurier Bisztynecki), a potem przeniósł się do niemieckiej Gazety Olsztyńskiej ("Allensteiner Zeitung") w Olsztynie.
Mój dziadek Fox, zmarły w 1926 roku, był w Bisztynku mistrzem siodlarskim. Matka moja miała sklep spożywczy przy ulicy Żeromskiego 13 (Bartensteiner Strasse). | |
To były liczne rodziny i wszyscy ich członkowie byli bardzo związani ze swiom miastem rodzinnym (małą ojczyzną). Zaraz po zakończeniu wojny mój ojciec rozpoczął nie tylko odtwarzanie drzewa genealogicznego i pisanie kroniki rodzinnej, ale również z pomocą byłych mieszkańców i różnych oficjalnych archiwów, rozpoczął zbieranie całego dostępnego materiału o mieście rodzinnym. Tak m.in. stopniowo powstała "Kronika Miasta Bisztynek" ("Chronik der Stadt Bischofstein"). Stanowi ona 5 segregatorów, zawierających ponad 200 przeważnie starych zdjęć i oryginalnych pocztówek, jak również szczegółowe informacje z historii i historii sztuki, historii kościołów, o rzemiośle i przemyśle, z życia towarzyskiego i o mieszkańcach. Mój ojciec redagował także artykuły o swoim mieście rodzinnym do różnych książek i gazet.
Urodzona w 1951 roku w Brunszwiku (Braunschweig) wychowywałam się razem z tymi zajęciami mojego ojca. Po maturze i zdobyciu zawodu korespondenta języków obcych pracowałam najpierw jako tłumaczka w jednym z instytutów federalnych. W 1973 roku podjęłam studia na romanistyce w Getyndze (Göttingen). Podczas studiów wyszłam za mąż i urodziłam córkę, a po ukończeniu studiów jeszcze syna. Moja "przerwa na rodzinę" skończyła się w 1986 roku i należało powrócić do pracy zawodowej. Ponieważ zarówno w szkole, jak i na uniwersytecie nie było to w tym czasie możliwe, wyuczyłam się drugiego zawodu i zaczęłam pracować jako kierownik zarzadu w Centrali Organizacji Getyńskiego Centrum Transplatacji. Pracę tę wykonuję po dzień dzisiejszy, chociaż na skutek zmian w niemieckim systemie służby zdrowia zmienił się trochę mój zakres działania.
W czasie wycieczki na Mazury w 1988 roku nadarzyła mi się okazja spędzenia jednego dnia w Bisztynku i po raz pierwszy mogłam zobaczyć miasto, znane mi dotychczas tylko z opowiadań i zdjęć. Wywarło ono na mnie nieopisane wrażenie, ale niestety pobyt był stanowczo za krótki. Po śmierci mojego ojca w roku 2001 zajęłam się najpierw wdrażaniem w dalsze opracowywanie drzewa genealogicznego i kroniki rodzinnej. Po skutecznym wyczerpaniu wszelkich możliwości w Niemczech postanowiłam wybrać się na dalsze poszukiwania do samego Bisztynka. Ze względu na brak znajomości języka pojechałam w roku 2004 razem z wycieczką autokarową, podczas której poznałam państwa Roggli.
|
Pan Roggli jako dziecko mieszkał do końca wojny w Bisztynku i znał mojego dziadka osobiście. Ta niespodziewana znajomość zaowocowała długimi rozmowami, w trakcie których dowiedziałam się wielu nowych rzeczy. W czasie tejże wycieczki zorganizowałam sobie 3 wolne dni oraz tłumacza i udałam się w poszukiwaniu śladów. Mój tłumacz z wielkim zaangażowaniem pokazał mi w Bisztynku i w okolicznych wsiach wszystko to, co chciałam zobaczyć.
Wyposażonej w niemiecki plan miasta mojego ojca, bez znajomości ówczesych stosunków i przemian od czasu zakończenia wojny, udało mi się mimo wszystko odnaleźć najważniejsze miejsca. |
Na byłym dworcu poznałam panią Kopcińską, u której po raz pierwszy doznałam polskiej gościnności. Przesłanie jej starego zdjęcia zaowocowało najpierw wymianą listów, a tymczasem stało się przyjaźnią. Największą radość sprawiło mi po długim szukaniu odnalezienie grobów moich pradziadków Kostków (Kostka) i wujecznego dziadka Zinka (Zink). Wielkim przeżyciem było także zobaczyć miejscowości i miejsca, w których moi przodkowie przez wiele stuleci bywali zapewne niezliczoną ilość razy oraz poczuć w nich ich bliskość. Pokładałam też wielką nadzieję na wgląd do ksiąg kościelnych celem uzupełnienia brakujących w drzewie genealogicznym danych. Te księgi zostały niestety w międzyczasie przewiezione do Olsztyna i w tym momencie były dla mnie niedostępne.
Zaraz po powrocie do domu zaczęłam planować następną podróż, gdyż zostało jeszcze wiele niewyjaśnionych kwestii. Wyjazd ten miał miejsce w 2005 roku i ponownie w towarzystwie państwa Roggli. Tymczasem wzrastało ciągle moje zainteresowanie nie tylko historią miasta Bischofstein, ale także językiem polskim. Pan Roggli z prawdziwie pedagogiczną kompetencją śledził moje pierwsze próby wymowy. Oprócz tego zapoznał mnie ze stroną internetową Bisztynka, a dzięki jego kontaktom z panem Grabowskim położył prawdziwy kamień węgielny pod wymianę informacji dotyczących historii miasta. Ale podczas tego bardzo interesującego wyjazdu mogłam niestety tylko 1 dzień przebywać w Bisztynku, więc oczywiście spędziłam go z panią Kopcińską. Dzięki niej, pomimo sporych trudności w porozumiewaniu się, mogłam jednak odkryć wiele nowego. Po tym wyjeździe stało się dla mnie oczywiste, że jeżeli w dalszym ciągu zamierzam zajmować się historią Bisztynka i jego mieszkańców oraz samodzielnie robić poszukiwania, to muszę nauczyć się języka polskiego - jako mojego 6. języka obcego.
Latem 2006 roku na zaproszenie pani Kopcińskiej spędziłyśmy wraz z moją córką dwa tygodnie w budynku dawnego dworca. Miałyśmy dużo czasu by delektować się nieporównywalnym krajobrazem i serdeczną gościnnością oraz by lepiej poznać miasto i życie jego mieszkańców. Będąc jeszcze w domu nawiązałam kontakt z olsztyńskim archiwum diecezjalnym, oferującym swoim użytkownikom imponujący serwis. Tam właśnie udało mi się znaleźć wiele ważnych wpisów dotyczących mojej rodziny.
Mój ostatni pobyt w Bisztynku miał miejsce w 2008 roku. W czasie jego trwania mogłam ponownie zebrać informacje, uzupełnić moją wciąż jeszcze niedostateczną znajomość języka oraz poznać nowych ludzi, którzy mnie bardzo serdecznie przyjęli.
To miasto i jego mieszkańcy, polski język i krajobraz, to co stare i to co nowe - wszystko to stało mi się bardzo bliskie i napewno znowu tam pojadę.
Mit freundlichen Grüßen - Elisabeth Schmidt - 07.02.2009 r.
|