Znalezione pod podłogą jednego z mieszkań w Bisztynku polskie gazety to znalezisko unikalne. Obie gazety wydane zostały w okresie II wojny światowej. Skąd wzięły się w niemieckim Bischofstein? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Pokazujemy je dziś, w Święto Niepodległości, aby przypomnieć Wam jak owa niepodległość bywa krucha.
"Kurjer Warszawski" z 7 września 1939 roku wydawany w Warszawie i "Dziennik Polski" z 24 grudnia 1940 roku wydawany w Londynie leżały zwinięte razem pod podłogą jednego z mieszkań w Bisztynku. Powiedział nam o tym ich znalazca, który wykonywał remont w starej kamienicy.
Obie gazety zachowały się w znakomitym stanie. Początkowo myśleliśmy nawet, że mamy do czynienia ze współczesnymi reprintami, ale takie przedruki oznacza się stosowną informacją. Te egzemplarze takich informacji nie zawierają.
Zdecydowaliśmy o publikacji informacji o tym znalezisku w Święto Niepodległości. Choć gazety nie pochodzą z 1918 roku i nie wspominają daty 11 listopada 1918 r. to pokazują, że niepodległość to nie jest stan dany raz na zawsze.
Kurjer Warszawski 7 września 1939 roku przynosił informacje o sojuszu polsko-francuskim, o przybyciu angielskiego Korpusu Ekspedycyjnego do Francji, która - z kolei - rozpoczęła już walki z Niemcami a te przynosiły poważne zdobycze terytorialne na terenie III Rzeszy.
Gazeta pisała np. o "Zwycięskim pochodzie armii francuskiej na Zachodzie". Donosiła o licznych bombardowaniach i ewakuacjach w III Rzeszy. Ogólne przesłanie tych informacji jest jasne. Mówi ono: "dzięki sojusznikom, dzięki Francji i Anglii, wróg zostanie pokonany a Rzezpospolita nie zostanie ponownie zniewolona". Niosący to przesłania ówcześni dziennikarze rzeczywiście w to wierzyli, jak chyba wszyscy Polacy w siódmym dniu II wojny światowej. Co się stało później? Wszyscy wiemy.
"Kurjer Warszawski" przedrukował i zalecał wycięcie i zachowanie Orędzia Prezydenta RP Ignacego Mościckiego z 1 września 1939 r. Gazeta wydrukowała obszerny artykuł-analizę pojęcia "wojny błyskawicznej" i praktycznych aspektów tego nowego sposobu walki. Gazeta informowała jak pracuje brytyjska armia terytorialna złożona z ochotników.
"Kurjer" jednak, nie był w całości poświęcony wojnie, nieszczęściom (opisano np. bombardowanie mostów w Warszawie) i tragediom. Pokazywał też normalne życie stolicy i kraju. Całe szpalty zawierają zwyczajne w treści ogłoszenia drobne, pisane ówczesnym językiem, jakże dziś już archaicznym.
Jakaś "Kucharka młoda, czysta, uczciwa, bardzo dobrym gotowaniem, poszukuje. Telefon 9.09-25. Pracy poszukiwał: "Inżynier elektromechanik starszy, katolik, były kierownik ruchu dużej fabryki (...)".
Pojawiały się też ogłoszenia oferujące sprzedaż nieruchomości. Sprzedaż pilną z uwagi na wyjazd za granicę. "Plac. Okazja, Piastów, wyjeżdżając, zabezcen, sprzedam. Żulińskiego 5-10 (...)". Nas ujęła szczególnie jedna z reklam wydrukowanych w "Kurjerze". Firma "B. Mrozewski i syn" reklamuje wodę "Stasinka" słowami: "Prosimy pić tylko polską wodę mineralną (...) STASINKA; Zdrój OSTROMECKO (...)".
Jak to się ma do dzisiejszych zapewnień, że "taka to a taka woda" jest najlepsza, najzdrowsza, "tylko ona". W 1939 roku przedsiębiorca po prostu prosił o kupowanie jego produktu.
O ile "Kurjer Warszawski" znaleziony w Bisztynku niesie ze sobą nadzieję na pokonanie wroga to już "Dziennik Polski", świąteczny, bo z 24 grudnia 1940 roku jest znacznie ostrożniejszy. Gazeta drukuje bardzo obszerne manifesty polityczne: "Przyszłe oblicze Polski", "Klamry demokracji polskiej", Wieś Polska i jej dążenia ustrojowe", "Przyszłość Polski". Gazeta pisze więc o przyszłości, ale bliżej nieokreślonej. Dość mglistej. Dziś wiemy, że te przypuszczenia polityczne autorów manifestów zupełnie się nie sprawdziły.
"Dziennik Polski" na ostatniej stronie wydrukował materiał weselszy, choć także refleksyjny. To "Szopka Londyńska", świąteczna. Autor podpisany inicjałami M.K. posługiwał się dość wysublimowaną satyrą i nie oszczędzał postaw ludzkich, jemu współczesnych.
"Spodobał się bardzo Alarm o mieście Warszawie Pisany spokojniutko, przy paryskiej kawie Po co więc szukać guza na lodyńskim bruku Lepiej osiąść daleko, zdala od bomb huku I pisać - dzisiaj prozą, a jutro wierszami: Jak się żyło w Londynie, wstrząsanym dreszczami Jak się tworzyło rymy przy pożaru łunach, Jak to się noce wlokły przy time-bomb piorunach Jak się alarm głosiło na świata stolicę, Chodząc z śmiercią pod ramię poprzez jej ulice.
******************* A kiedyś znów się zjawi to pała szalona I zrówna dzień Antosia z Redutą Ordona."
Autor kpi oczywiście z jakiegoś poety, pisarza, który składał swe wiersze daleko od wojennej zawieruchy, ale pisał tak, jakby był w jej środku. Nie wiemy jedynie o jakiego Antosia autorowi chodziło :-)
Te dwie gazety, znalezione w Bisztynku, może przywiezione przez polskiego jeńca wojennego, albo przemycone przez Polaka, który w Bischofstein mieszkał, albo czytane przez funkcjonariusza niemieckiej bezpieki, aby wiedzieć "co piszą wrogowie"; znakomicie przypominają jak niepodległość może być krucha. Jak łatwo ją na lata całe stracić mimo zawartych układów międzynarodowych i "najpewniejszych sojuszy". Przypominamy o tym w dniu Święta Niepodległości, w dniu 95 rocznicy odzyskania pzrzez Polskę niepodległości. Do Bisztynka Polska dotarła znacznie później, ale dziś powinniśmy cieszyć się z kilkudziesięciu już lat życia w pokoju.
Dodano 11.11.2013 r. godz. 13.45 Dotarłeś Drogi Czytelniku aż tu? Jeśli tak to gratuluję! Niestety okazało się, że gazety o których napisaliśmy to nie są orginały. Oba egzmeplarze to jednak prawie współczesne reprinty (przedruki) wojennych gazet. Nie ma na nich informacji o tym, że są takimi właśnie przedrukami, ale z całą pewnością te egzemplarze wydane zostały w 1998 roku jako dodatek do periodyka "Gazety Wojenne".
Nie wiemy, czy w "unikalne znalezisko" wkręcił nas znalazca tych gazet, czy też ktoś naprawdę te reprinty wsadził pod deski podłogi. Tak więc poszukiwanie odpowiedzi na pytanie "skąd się wzięły w Bischofstein?" jest bezzsensowne. Sama treść gazet oddaje ówczesne klimaty, ale - co podkreślamy - gazety, którymi dysponujemy - nie są oryginałami. Za cenne informacje jak rozpoznawać takie "podróbki" i, że te egzemplarze są reprintami, dziękujemy Tomkowi Piątkowi.
Andrzej Grabowski - 11.11.2013 r.
|