Ponad 3,5 tys. ha zniszczonych kompletnie upraw w 56 gospodarstwach rolnych wokół Bisztynka, zniszczone dachy domów i budynków gospodarskich, to bilans nawałnicy jaka przeszła nad Bisztynkiem 4 lipca. Szacowanie strat trwa nadal.
Rozbite dachówki na miejskich dachach, gruz, wyrwane z korzeniami drzewa, dobrze pokazują się w telewizjach, na zdjęciach w prasie, na stronach internetowych. Zniszczone uprawy rolne nie są aż tak "medialne", bo zniszczona pszenica, na zdjęciu wygląda jak połamana trawa, a zalane pole to po prostu kawał brunatnej ziemi. Tymczasem straty rolników z Bisztynka i okolic są realne, widoczne i wymierne. Przede wszystkim jednak OGROMNE!
Kiedy kilka dni temu odwiedziliśmy Krzysztofa Małolepszego, rolnika z Bisztynka, zniszczone łodygi pszenicy, na 7 ha jego upraw, miały kolor intensywnie zielony, choć były połamane. Dziś już pożółkły a nawet zbielały. Z dala wyglądają tak, jak zwykle zboża wyglądają tuż przed żniwami, ale nie będzie z nich żadnego plonu. Martwe łodygi zwyczajnie uschły w upałach.
Sąsiednie gospodarstwo należy do Agnieszki i Kazimierza Kobryniów. Pani Agnieszka jest sołtyską sołectwa Bisztynek, przedstawicielem rolników w Izbie Rolniczej, pełni wiele innych "rolniczych" i "nierolniczych" funkcji społecznych.
Zastajemy ją i męża przy porannym udoju krów. Ich gospodarstwo produkuje mleko, a rolnicy zajmują się głównie hodowlą mlecznego bydła.
Rzeka na polach i podwórzu
- W dniu nawałnicy właśnie szykowaliśmy się do wieczornego udoju krów. To co się stało było niewyobrażalne - opowiada Agnieszka Kobryń.
- Padający obfity deszcz natychmiast zalał naszą oborę. To obora tzw. głęboka. Zebrany w niej obornik podniósł się na wodzie. Nie można tam było wejść. Zalało naszą zlewnię mleka błotem. Przez podwórze płynęła rzeka wody. Utopiło się nam kilkanaście kur i kurczaków. Grad potłukł dachówki na budynkach stodoły i obory. Ich kawałki, które spadły na ziemię popłynęły z nurtem do stawu - opowiada jednym tchem.
- Nastąpiła awaria prądu. W ciemnościach wraz z dziećmi i sąsiadami przybyłymi na pomoc wybieraliśmy wodę z obory wiadrami. Krowy wydoiliśmy dopiero przed godziną 23.00, gdy włączono nam zasilanie. Nasze podwórze było białe od leżącego na nim gradu, który zniszczył nam elewację domu, kwiaty na parapetach, doniczki. Tyle zdołaliśmy zauważyć do wieczora. Ranek przyniósł jeszcze większą rozpacz... - przerywa opowieść p. Agnieszka.
Poranek pokazał zniszczenia
- Dopiero rano mogliśmy zobaczyć jak wyglądają nasze uprawy, nasze pola - opowiada dalej, po chwili koniecznej na uspokojenie emocji.
- Właściwie wszystko jest zniszczone. U mnie to 6 ha zbóż, 13 ha łąk i traw, 0,5 ha ziemniaków. Część łąk nie była jeszcze skoszona, bo czekaliśmy na lepszą pogodę. Teraz już nie ma co kosić. Skoszona trawa nie zdążyła wyschnąć i nie nadaje się już na siano. Nie wiem czym będziemy karmić krowy zimą, tym bardziej, że grad uszkodził też folię na balotach sianokiszonki. Musieliśmy ją przewinąć, ale nie wiem czy w ten sposób uratowaliśmy paszę przed zgniciem. Dostało się tam powietrze i woda i pasza może nie nadawać się do użytku. Może się uda - z nadzieją mówi rolniczka.
- Podobnie jest u sąsiadów. U Szymczaków też wszystkie uprawy są zniszczone - pokazuje nam rzepak sąsiada, który nie nadaje się już do zbioru.
- Proszę zobaczyć - tędy płynęła rzeka. Widać jeszcze ślady. Na tym polu były ryby ze stawu sąsiedniego gospodarstwa. Ta rzeka przepłynęła przez pole ziemniaków i pszenicy i utworzyła duże rozlewisko przy studni melioracyjnej. Dziś to już wyschło, ale doskonale widać ogrom strat.
"U mnie nie jest najgorzej"
- Z racji mojej funkcji sołtysa, pojechałam do innych "moich" rolników dzień po nawałnicy, aby zorientować się jakie straty ponieśli. Z tego co wiem, to zgłoszono do dziś 56 gospodarstw, które poniosły straty w wyniku tej nawałnicy. Wszędzie jest podobnie jak w moim gospodarstwie. Nie ja jedyna ucierpiałam, a może nawet i nie ucierpieliśmy najbardziej. Są gospodarstwa zniszczone o wiele dotkliwiej.
- Na przykład u mnie grad zniszczył niewiele dachówek, a są takie, głównie przy drodze na Warmiany, gdzie grad zniszczył 100% pokryć dachowych.
Ubezpieczenia bez sensu
Pytamy o ubezpieczenie. - Chyba nikt z rolników nie był ubezpieczony - odpowiada p. Agnieszka, albo był ubezpieczony w niewielkim zakresie - dodaje.
- Podam przykład. Mój dom jest ubezpieczony, ale polisa mówi o jego 87% zużyciu. Wynika stąd, że mieszkam w szałasie i za szałas dostanę odszkodowanie. Mój dom to około 100-letni budynek, mimo że remontowany i ocieplony to według ubezpieczyciela jest zużyty w stopniu, o którym mówiłam.
- Chciałam ubezpieczyć uprawy. Przed zimą miałam obsiane zbożem 3 hektary. Agent ubezpieczeniowy powiedział mi jedynie, że przyjedzie wiosną jak będzie więcej upraw i może wtedy je ubezpieczy. Szukał "kogoś większego".
- Sąsiadka miała ubezpieczone gospodarstwo. Uległo ono pożarowi. Dostała takie odszkodowanie, że zrezygnowała z dalszego ubezpieczania, bo nie wiem, czy to odszkodowanie było śmiesznie niskie.
- Nie jest tak, że rolnicy nie chcą się ubezpieczać - przekonuje p. Agnieszka. - Problem polega na tym, że ubezpieczyciele są nastawieni na zysk za wszelką cenę, a odszkodowania nie zapewniają niczego, a trzeba się jeszcze o nie sądzić lub wykłócać. Wiem, że aktualnie Sejm pracuje nad jakąś nowelizacją dotyczącą ubezpieczeń rolniczych, ale to nam już nie pomoże.
Pomoc i wsparcie są konieczne
- Jak wam pomóc? - pytamy. Po chwili namysłu p. Agnieszka mówi, że rolnicy będą potrzebowali materiału siewnego na nowe zasiewy.
- Może wesprą nas przedsiębiorcy obracający nawozami i środkami ochrony roślin - zastanawia się. - Potrzebne jest nam każde wsparcie, nawet niewielkie, to dodaje sił. Pani Agnieszka wie o czym mówi. W Bisztynku organizowała bale charytatywne na rzecz chorych dzieci i znana jest z charytatywnej działalności.
- A pomoc państwa? - dopytujemy. - Tu jestem dość dobrze zorientowana. Rolnicy mogą otrzymać kredyty klęskowe, ale warunkiem jest posiadanie polisy ubezpieczeniowej. Można skorzystać z programów unijnych na odnowienie gospodarstw. Jest też pomoc socjalna, ale dochód rolnika liczy się od hektara przeliczeniowego. Tylko, że na tych hektarach teraz już nic nie ma - wzdycha p. Agnieszka.
Trawa zniszczona w całości, ale to 40% szkód
W czasie naszej rozmowy na podwórze przybywa komisja szacująca straty powołana przez wojewodę. Pani Agnieszka opowiada członkom to samo co nam i ponownie pokazuje zniszczone uprawy.
- To 23 gospodarstwo do którego dotarliśmy mówi Władysław Lewandowski z UM w Bisztynku. We wszystkich, które odwiedziliśmy straty w uprawach mieszczą się w przedziale 80% - 100%. Tylko wyjątkowe są pola o 70% skali zniszczeń. W ciągu kilku dni zakończymy swe prace. Mamy do oszacowania łącznie 56 gospodarstw o różnym areale. Szacujemy też zniszczenia budynków. Jest z nami specjalista. W rejonie ulic Rolnej i Morcinka w Bisztynku we wszystkich gospodarstwach grad zniszczył 100% pokryć dachowych z eternitu lub dachówki, a innych tam nie ma opowiada Lewandowski.
Udaje nam się usłyszeć, że trawa pierwszego pokosu jest, co prawda, całkowicie zniszczona, ale będzie tu drugi pokos. Tak mówi członkini komisji. Szkoda na łące z nieskoszoną trawą wynosi więc 40-50%. Nie możemy się nadziwić tej "matematyce". - Nie możemy ocenić tego inaczej - mówi członkini komisji. Z użytkami zielonymi jest tak, że można zebrać nawet 3 pokosy traw. Tu zniszczeniu uległ jeden, pierwszy pokos i stąd te 40-50%. Nadal możliwe jest przecież zebranie pokosu następnego - wyjaśnia.
Gorzka rzeczywistość, gorzkie słowa
- Rolnicy czekają na żniwa przez 12 miesięcy - mówi Agnieszka Kobryń. - Aby zebrać plon i korzystać z gospodarstwa muszą w nie inwestować. Potem przychodzi 10 minutowa nawałnica i niszczy wszystko. Znów musimy czekać 12 miesięcy z nadzieją, że w kolejnym roku wszystko się uda. Możemy też liczyć tylko na siebie, pomoc sąsiedzką i odruchy solidarności wtedy, gdy jest nieszczęście. Niestety nie możemy liczyć na nasze państwo, ani firmy ubezpieczeniowe skore jedynie do pobierania składek. Tu musi się wiele zmienić! - twardo kończy rozmowę Agnieszka Kobryń.
Od Kacpra - syna pani Agnieszki otrzymujemy zdjęcia wykonane przez niego w dniu nawałnicy. Są dramatyczne. Do zniszczonego Bisztynka dojeżdżamy z nieodpartym wrażeniem, że p. Agnieszka ma rację. Nie można liczyć na nasze państwo, a ci z ubezpieczeń gonią jedynie za łatwym zyskiem. Coś się chyba naprawdę musi zmienić...
Andrzej Grabowski - 10.07.2012 r.
|