Przed udaniem się do lasu, mieszkańcy Bisztynka wrzucali do wnętrza kapliczki drobne monety jako ofiarę mającą chronić ich przed żmijami. Pieniądze wrzucano do kapliczki unikowskiej nazywanej też wężową. To o niej dziś opowiemy.
Warmia słynie z przydrożnych kapliczek. Regionaliści i co raz większa liczba turystów już o tym wie. Są jednak wśród tysięcy kapliczek wyjątkowe. Nie z pwodu swej architektury, ale legend i podań jakie są z nimi związane. Jedna z takich kapliczek jest w Bisztynku. To kapliczka unikowska.
Glocksteiner Kapellchen położona jest blisko drogi Bisztynek - Sątopy, w pobliżu leśniczówki "Kamieniec", przy szutrowej drodze prowadzącej do Unikowa (niem. Glockstein) i stąd jej nazwa. Można ją zauważyć nawet wedy, gdy do Sątop podróżuje się samochodem, bo zbudowano ją na wzniesieniu, blisko skrzyżowania drogi głównej z szutrówką do Unikowa.
Ujmuje swą prostotą. Jest o tyle wyjątkowa, że można wejść do jej wnętrza, ale wyłącznie na kolanach, bo drzwi są bardzo niskie.
Skrzydło drzwiczek prowadzących do wnętrza wykonane jest z żelaznej blachy. Wewnątrz na ścianie wisi drewniany krzyż. Nie ma w niej żadnego wyposażenia. Podłoga wykonana jest z cegieł. Niestety obecnie w jej wnętrzu, nazbyt często panuje - delikatnie mówiąc - nieporządek.
Wybudowana została na przełomie XIX i XX wieku i od razu zdobyła miano miejsca chroniącego przed żmijami.
Dawny mieszkaniec Bisztynka opowiedział nam, że przed udaniem się do pobliskiego lasu, przez który wiedzie droga do Unikowa, mieszkańcy wrzucali do wnętrza kapliczki drobne monety jako ofiarę mającą chronić ich przed żmijami.
Szczególnie często czynili to wszyscy, którzy do lasu chodzili po chrust i drewno na opał. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku żmij w lesie było bardzo dużo i zdarzały się ukąszenia a nawet przypadki śmierci od jadu żmij.
Zwyczaj składania drobnej ofiary utrwalił się na tyle, że samą kapliczkę poczęto nazywać także Schlangenkapellchen, czyli wężowa kapliczka.
Dodatkową ciekawostką może być to, że te drobne monety wrzucone przez zbieraczy drewna do wnętrza kapliczki były nader chętnie wybierane z niej przez dzieci i wydawane potem na słodycze.
- Bywaliśmy w Bisztynku na wakacjach - wspominają bracia Günter i Dieter Krause.
- Przed wojną mieszkaliśmy na biednej mazurskiej wsi i wizyty w Bisztynku były dla nas prawdziwym świętem. Zawsze próbowaliśmy jakoś sobie "dorobić" więc pomagaliśmy nosić bagaże z dworca do hotelu. Robilismy też wypady do kapliczki za miastem, gdzie zawsze leżały drobne pieniądze. Tak "zarobione" pieniądze wydawaliśmy na słodycze - wspominali bracia.
Poszukiwacze "skarbów" nie mają więc co liczyć na odnalezienie pamiątek po ofiarach wrzucanych do wnętrza kapliczki, bo już przed wojną chłopaki się nimi zajęli.
Ta opowieść jest dobrą okazją do sprostowania błędu, który powielany przez lata każe nazywać, wielu mieszkańcom Bisztynka tę kapliczkę - kapliczką św. Marty, zbudowaną na miejscu dawnego średniowiecznego kościoła św. Marty.
Ten błąd został opublikowany w popularno-naukowym opracowaniu "Biskupiec - z dziejów miasta i powiatu" wydanym w 1969 roku i dodatkowo zilustowany fotografią kapliczki unikowskiej z błędnym podpisem.
Jeśli więc przybyszu wrzucisz drobną ofiarę do wnętrza kapliczki (a żmij w lesie jest nadal bardzo dużo) to wiedz, że wrzucasz ją do kapliczki unikowskiej zwanej też wężową. Kapliczka św. Marty jest w zupełnie innej części Bisztynka.
Materiał znajdziesz także na portalu:
Andrzej Grabowski - 13.04.2014 r.
|