Aktualności >>> Nikt najemców nie zapytał o zdanie >>>

 .: 6 metrów od kibla

Toaleta rośnie najemcom pod oknami

Nietrudno przewidzieć jaką odpowiedź uzyskam, gdy zapytam urzędników z Bisztynka, dlaczego tak blisko parterowego budynku mieszkalnego budują toaletę publiczną i portiernię targowiska miejskiego? Wszystko czynią zgodnie z prawem, projektem i niech się pismak odczepi, bo to niezdrowe zainteresowanie jest.

Rozpoczęła się w Bisztynku inwestycja. Za okrągłą "bańkę", czyli milion złotych, zostanie wyremontowane i zmodernizowane targowisko miejskie. Do tej pory czynne było tylko raz w tygodniu.

Plac targowy rzeczywiście przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Inwestycja obejmuje budowę wiat handlowych, utwardzenie podłoża i budowę budynku socjalnego z toaletami publicznymi, a także pomniejsze drobiazgi jak np. zdrój z wodą pitną.

Bezpośrednio przy targowisko stoi dom mieszkalny. Parterowy, w którym żyją trzy rodziny. Dom stoi na zaplanowanej lata temu drodze wojewódzkiej, więc przeznaczony jest do rozbiórki. Najemcy nie mogą wykupić mieszkań, które są własnością gminy.

To dla władz sytuacja wygodna. Działka z domem jest gminy, targowisko jest gminy, inwestycja jest gminy — nie trzeba więc sąsiedzkich uzgodnień, typowych dla sytuacji, gdy inwestycje rozpoczynają się na graniczących ze sobą działkach należących do różnych właścicieli.

Budynek toalety będzie murowany i z dachem spadzistym. Stanie 6,5 metra od ściany budynku stojącego na przyszłej drodze wojewódzkiej i będzie miał podobną wysokość. Zasłoni cztery okna w dwóch mieszkaniach.

Nowy budynek utrudni dojazd do piwnicznych okienek ulokowanych od strony targowiska, a w piwnicach najemcy trzymają opał na zimę. Utrudni opróżnianie szamba przykrytego zardzewiałą blachą i podłączonego czort wie gdzie, bo nie do instalacji sanitarnej. Po co było podłączać do niej budynek przeznaczony do rozbiórki?

Mieszkańcy są załamani. Interweniowali w urzędzie, ale skutki są żadne. Odległość od ściany jest zgodna z przepisami, a nawet o jakieś 2,5 metra większa. O zasłonięciu widoku i permanentnym zaciemnieniu mieszkań przepisy nic nie mówią.

Wykonawca przygotował już wykop pod fundamenty toalety, więc inwestycja z papierowego planu przeniosła się do "realu".

Gdy poszedłem na miejsce zaproszony przez lokatorkę, pan Grzegorz, jeden z najemców, siedział na ławeczce pod domem i nawet nie chciało mu się już mówić.

— Co ty, chłopie, możesz? — zapytał zrezygnowany. Nie odpowiedziałem. Był w urzędzie, tam odesłano go do spółki komunalnej, w której wybałuszono na niego oczy i odesłano z powrotem do urzędu, czyli do inwestora. — Płakać się chce — mówił.

Mieszkańcy budynku nie mają nic przeciwko inwestycji na targowisku. Tylko dlaczego toaletę stawia się im pod oknami, skoro placu jest "do cholery". Wystarczy przesunąć nowy budynek o parę metrów. "Się nie da" — odpowiedzą urzędnicy. Projekt jest jaki jest, czyli święty.

Zabrakło jednak drobnej rzeczy: absolutnego minimum dobrej woli. Można było porozmawiać z mieszkańcami przed stworzeniem projektu i zapytać o zdanie.

Gdyby byli właścicielami, byłby taki obowiązek, ale oni są jedynie najemcami budynku do rozbiórki. Rozbiórki, która prawdopodobnie nigdy nie nastąpi, bo przecież droga ma przebiegać także przez targowisko, więc po co je się teraz modernizuje?

Prawo złamane nie zostało. Mieszkańcy sami mówią, że nic nie mogą władzy zrobić. Ale jesienią wezmą w ręce kartki wyborcze.

Materiał znajdziesz także na portalu:

Andrzej Grabowski - 24.04.2013 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2014