Margot Hummelt przyjechała z Niemiec do Bisztynka w ubiegłym roku. Zwiedziła m.in. "Marysieńkę", bo tu właśnie urodziła się jej mama. W tym roku przyjechała ponownie, aby to miejsce pokazać swoim wnuczętom. Była to okazja do nawiązania znajomości i zdobycia kilku informacji o historii Bisztynka.
W tym roku, Margot Hummelt i jej brat Ludwig przyjechali do Bisztynka, aby pokazać także młodszemu pokoleniu rodziny miejsce gdzie mieszkał i pracował ich dziadek (pradziadek) Hermann Otto Karl Schulz oraz ich babcia (prababcia) Margarete Elisabeth Walter. Hermann i Margarette wzięli ślub w 1908 roku i - według rodzinnych opowieści - zamieszkali w ówczesnym Bahnhofs Hotel w Bisztynku. Stało się to właśnie w 1908 roku a przynajmniej tak mówiła nam Margot Hummelt.
Małżeństwo kupiło w budynku mieszkanie na pierwszym piętrze złożone z kilku pomieszczeń, w tym kuchni i pokoju paradnego, używanego tylko w wyjątkowych okolicznościach. To pokój "narożny" z istniejącym do dziś balkonem.
W jednym z pomieszczeń tego mieszkania 21 grudnia 1921 roku urodziła się Irmgard Schulz - mama Margot i Ludwiga. Irmgard była najmłodszą z pięciorga dzieci małżeństwa dziadków pani Margot.
Przy okazji rozmowy o przeszłości okazało się, że Bahnhofs Hotel nie funcjonował jak typowy hotel a raczej jako apartamentowiec, gdzie można było kupić mieszkanie, tak jak to uczynił Hermann Schulz. Kupił mieszkanie w tym budynku, bo był handlowcem bydła (i nie tylko) i dla jego profesji ważna była bliskość dworca kolejowego oraz to, że w budynku były telefony.
Mama pani Margot pamiętała rozkład pomieszczeń mieszkania. Opowiadała jej, że w najokazalszym pokoju, tym z balkonem, w okresie Bożego Narodzenia zawsze było zimno, aby stojąca tam choinka jak najdłużej cieszyła rodzinę. Choinka musiała być tak wysoka, aby sięgała sufitu. Jej zakupem zawsze zajmował się dziadek Hermann Schulz i zawsze słyszał narzekanie swojej żony, że jest ona zbyt rzadka. Aby ją zagęścić, w pniu wiercono otworki i dodawano tam gałązki z innych drzewek.
W
nuczęta pani Margot słuchały tych opwieści z olbrzymim zainteresowaniem. Na prośbę pani Margot pozował do zdjęcia na balkonie dawnego mieszkania swego pradziadka trzymając wspólne zdjęcie parababci i pradziadka.
Pani Margot udostępniła nam zdjęcia ze swego archiwum rodzinego, które publikujemy poniżej. Część z nich pokazuje zaplecze dzisiejszej "Marysieńki". Dziś jest to teren gimnazjum. Znajdowały się tam kiedyś zakłady produkujące maszyny rolnicze. Na jednym ze zdjęć widzimy też jakie ogrodzenie, wiosną 1944 roku, okalało budynki dzisiejszego przedszkola. Na innym zdjęciu można zauważyć nie istniejący już balkon na ścianie "Marysieńki".
Zdjęcie przedstawiające rodzinę przy stole wykonano na terenie dawnego placu zwanego Schützenplatz który wbrew nazwie (plac strzelecki) służył także do organizowania zabaw i uroczystości rodzinnych a znajdował się w lesie miejskim, do którego prowadziła brukowana, istniejąca do dziś, droga tuż za dzisiejszą leśniczówką. Z budynków istaniejących w tym miejscu jeszcze po Ii wojnie zostały dziś tylko zarośnięte fundamenty...
Zdjęcie o którym piszemy przedstawia ostatnią uroczystość rodzinną, która odbywała się jeszcze w dobrej i wesołej atmosferze. Wkrótce po jego wykonaniu, 17 stycznia 1945 r. Hermann Schulz zmarł. Został pochowany na cmentarzu ewangelickim w Bisztynku. Niestety, osoby pokroju barbarzyńców, w latach powojennych tak zdewastowały ten cmentarz, że nie można jego grobu odwiedzić, bo nie wiadomo, gdzie się znajdował.
Goście z Niemiec poza "Marysieńką" odwiedzili dawny dworzec kolejowy, gdzie ich dziadek odprawiał transporty budła lub też je przyjmował oraz - jak wszyscy turyści - Diabelski Kamień. Tłumaczeniem zajmowała się Anita Tumicz za co niniejszym serdecznie jej dziękuję. Po "Maysieńce" oprowadzała też Ewa Jaworska - właścicielka budynku :-)
Andrzej Grabowski - 26.07.2014 r.
|