Dziś w Bisztynku spotkaliśmy św. Mikołaja na rowerze. Egidius Staskevicius nie tylko przypomina tego świętego wyglądem. Czyni dobro podróżując dla chorych na raka dzieci. Jedzie z Londynu do Kłajpedy.
W tym roku ukończył 60 lat i jest to jedna z wielu okazji jakie skłoniły Egidiusa Staskeviciusa do podróżowania rowerem przez pół Europy. Egidius podróżuje z Londynu, gdzie mieszka i pracuje, do Kłajpedy, gdzie mieszkał i pracował do 2000 roku.
To pogodny i dowcipny mężczyzna, który podjął się trudu rowerowej podróży na Litwę nie tylko z powodu swojego jubileuszu. Jego podróż to także zbiórka pieniędzy dla dzieci chorych na raka, będących pod opieka jednej z litewskich fundacji, której nazwę tłumaczy się na: "Niech dobro z nas promieniuje".
W Bisztynku zauważyliśmy jego rower udekorowany litewską flagą i kilkoma mniejszymi chorągiewkami: francuską, belgijską, holenderską, niemiecką, polską, litewską oraz Unii Europejskiej. Egidius akurat posilał się kawą i pieczywem w jednym ze sklepów piekarniczych.
Zapytaliśmy, czy nie zechce podzielić się z nami opowieścią o swej podróży. Zapytać było łatwo, bo Egidius płynnie mówi po polsku.
- Polskiego nauczyłem się sam mieszkając wiele lat na Litwie. Urodziłem się w Kiejdanach, które Polacy powinni znać z powieści Henryka Sienkiewicza. Tam miałem wielu sąsiadów Polaków. Tak się składa, że w mojej rodzinie było wielu Józefów, Janów, Adamów, Kazimierzy. Co prawda ich imiona wypowiadaliśmy w litewskiej transkrypcji, ale polskiego się nauczyłem. A przy okazji: moje nazwisko po polsku to Staśkiewicz - opowiadał podróżnik.
- Pomysł na podróż i zbiórkę pieniędzy dla chorych dzieci jest moim własnym. Wspominana fundacja wyposażyła mnie jedynie na podróż - mówi Egidius, który w Londynie, z oczywistych względów, nazywany jest w pracy Santa Claus, czyli odpowiednik Świętego Mikołaja.
Rowerzysta wyruszył w podróż 14 maja. Do wczoraj miał w nogach już 2000 kilometrów. Do celu pozostało mu jeszcze jakieś 500.
Pytaliśmy go, czy na rowerze pokonał kanał La Manche. Odpowiedział, że jest spod znaku ryb więc nie było problemu. Kilometry jednak liczy począwszy od Calais we Francji.
Podróż nie obyła się bez przygód. W Niemczech wysiadło tylne koło jego roweru. Było za słabe i nie wytrzymało ciężaru rowerzysty i bagażu. Akurat w niedzielę. Nowe mógł kupić dopiero rano w poniedziałek.
Także w Niemczech, na śliskiej i nierównej, garbatej, asfaltowej jezdni przewrócił się i rozbił łokieć oraz kolana. Rany już się prawie pogoiły.
Dziennie przejeżdża około 100 kilometrów. Tylko po wypadku przejechał tylko 42 kilometry, bo doskwierał mu ból. Nie jedzie wcześniej ustalonymi przez siebie trasami, bo zdarza się, że to trasy szybkiego ruchu i nie wolno mu niemi podróżować. Nie przejmuje się zmianami planów. Podróżuje wtedy przez lasy, bocznymi drogami. Dlatego przejedzie więcej niż zakładane na początku 2200 kilometrów.
Chętnie poszedł z nami do Centrum Informacji Turystycznej. Pracownik CIT Arkadiusz Protokowicz wręczył mu kilka folderów turystycznych i poprosił o wpis w księdze gości. Podróżnik napisał kilka ciepłych słów po polsku i po litewsku. Poprosił o zrobienie mu zdjęcia z polskim godłem w tle.
Od burmistrza Marka Dominiaka otrzymał jeden z zaledwie 130 medali wybitych w ubiegłym roku z okazji 630-lecia Bisztynka. Ten gest wyraźnie wzruszył podróżnika.
- Proszę mi przesłać zdjęcia z tego jak dostaję medal. Nawet sobie pan nie wyobraża jakie to dla mnie ważne - mówił.
Pytaliśmy go czy często spotyka takich "wariatów", którzy go zaczepiają po drodze i namawiają do zwierzeń?
- Tak jak tu jeszcze nigdzie mnie nie przyjęto - odparł. - To jak mnie tu przyjęliście świadczy o waszym ogromnym profesjonalizmie. Inne miasta powinny wam zazdrościć - dodał. Przyjęliśmy to ze zdumieniem.
Podróżnik-rowerzysta nocuje zwykle w hotelach. Ma ze sobą namiot, ale ani razu go jeszcze nie użył. Do domów prywatnych zaproszono go w Belgii i w Niemczech.
Opowiadał jeszcze, że u celu swej podróży w Kłajpedzie prawdopodobnie zostanie na dłużej.
- Jest bardzo prawdopodobne, że zostanę już na Litwie na zawsze. Mam w planach napisanie książki. Musze pojechać do Wilna i wielu innych miejscowości, aby zebrać do niej materiał - mówił. Nie chciał zdradzać tematu tej planowanej publikacji.
W chwili, gdy piszemy ten artykuł Egidius dotarł pewnie do dzisiejszego celu, czyli przez Reszel i Ketrzyn, do Giżycka. W kolejnych dniach dotrze do Suwałk i do swego rodzinnego kraju.
Żegnaliśmy go z pewnym żalem, iż tak krótko mogliśmy rozmawiać. Życzyliśmy równych dróg i spełnienia jednego z marzeń, o których nam mówił. Za jakieś 2 - 3 lata nasz świeżo poznany św. Mikołaj chce przebiec maraton.
Andrzej Grabowski - 02.06.2016 r.
Materiał znajdziesz także na portalu:
|