Aktualności >>> MORD W BISZTYNKU W 1945 ROKU >>>

 .: JW 1945 roku zamordowano w Bisztynku około 90 osób

MORD W BISZTYNKU

W 1945 roku czerwonoarmiści zabili bez powodu 90 osób cywilnych w Bisztynku....

     Około 18 miesięcy temu po raz pierwszy dowiedziałem się o tym, iż radzieccy żołnierze, po wkroczeniu do Bisztynka, dokonali tu bestialskiej zbrodni. W udostępnionym mi przez Burmistrza opracowaniu, które cytuję w dziele historia, istnieje wzmianka o tej zbrodni, która jednak nic nie wyjaśnia. Początkowo przeszedłem nad tym do porządku dziennego w przekonaniu, że jest to sprawa powszechnie znana dla rodowitych bisztynian. Okazało się jednak, że jest to sprawa kompletnie nieznana i tajemnicza. Osoby, które powinny coś o tym wiedzieć, a z którymi na ten temat rozmawiałem, nie posiadały żadnych informacji na ten temat, a w kilku przypadkach odniosłem wrażenie, iż nie chcą mówić na ten temat.

     Zatem około roku temu zająłem się poszukiwaniami. Z efektem marnym, aż do wczoraj. Efekty były marne, bo uzyskałem jedynie szereg sprzecznych ze sobą informacji, choć dowiedziałem się "przy okazji" o wielu epizodach historii Bisztynka, które również wymagają wyjaśnienia. (Np. zabójstwo radzieckiego sałdata przez komendanta MO.)

     Dlaczego do wczoraj ? Otóż własnie wczoraj (12.04.2005 r.) przetłumaczyłem jedno z niemieckich źródeł historycznych. Ów opis zbrodni nie jest zbyt szczegółowy, ale wskazuje miejsce gdzie to się stało. W książce "Der Kreis Rössel" czyli "Powiat reszelski" znajdujemy taki oto opis:

     "W Bisztynku, w niedzielę 28 stycznia 1945 roku odbywało się jeszcze w kaplicy szpitala nabożeństwo. Żołnierze "odważnej" "Division Gross Deutschalnd" opuścili miasto w dniu 29 stycznia. Około południa od strony Łędławek rozpoczął się ostrzał artyleryjski nieprzyjaciela. Niektóre domy i katolicki kościół parafialny zostały uszkodzone. Pomiędzy 17, a 18 godziną nadciągnęła Armia Czerwona, z kierunku Łędławek i Sątop. Obrony nie było, bo liczne umocnienia obronne (okopy - przyp. webmastera) rozciągnięte na polach nie nadawały się do użycia. Rozpoczęły się rabunki i plądrowanie w czym chętnie pomagali "polscy, obcy robotnicy". Przy Rynku paliły się domy, a pożary rozniecali sowieccy żołnierze, którzy też, bardzo brutalnie obchodzili się z ludźmi.
     30 stycznia rosyjscy żołnierze, w towarzystwie Polaków, w zagrodzie gospodyni Katharina Schulzki rozstrzelali wiele osób. Najpierw jednak urządzli sobie pijacką zabawę w szopie z drewnem. Potem zgromadzone w tym gospodarstwie osoby rozstrzelali. Było tych osób około 90. Byli to ziomkowie z graniczących powiatów. Dwojgu dorosłych i trojgu dzieci udało się w ciemnościach nocy uciec do pobliskiej zagrody gospodarza Sommerfelda, gdzie dwie ranne kobiety wkrótce zmarły. Wkrótce też Rosjanie wystawili warty w zagrodzie, aby nikt nie mógł wejść na miejsce mordu. Zwłoki leżące w oborze i ogrodzie przeniesiono do domu mieszkalnego. Po 14 dniach przyjechał tam, od strony dworca kolejowego, samochód z kanistrami benzyny, za pomoca której wywołano pożar domu mieszkalnego...."


     Jak więc wynika z tego opisu stało się to 30 stycznia. Nie jest jasne skąd wzięło się tam, aż 90 osób jednak przypuszczać można, że byli to mieszkańcy wielu miejscowości powiatu reszelskiego "pędzeni" przez czerwonoarmistów. W oryginale użyto słowa Landsleute, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy "ludzie ziemi". W oryginale też użyto sformułowania "z granic powiatu", zatem nie byli to tylko mieszkańcy Bisztynka.

     Trzeba przyznać, że żołnierze sowieccy wybrali na miejsce mordu wyjątkowo "dobre" miejsce. Posesja Pani Katheriny Schulzki oddalona jest od zwartej zabudowy Bisztynka o około kilometr. Częściowo "zakryta" jest przez wzgórze o wysokości 142 m n.p.m. Zatem pewnie niewiele z osób słyszących strzały wiedziały co się dzieje. A tam nie ginęli ich najbliźsi, lecz często osoby spoza gminy Bisztynek. Jak napisałem: z granic całego powiatu. Nic więc dziwnego, że natrafiałem na takie trudności w zlokalizowaniu tego miejsca.

     Wyjaśnienia wymaga sformułowanie "obcy, polscy robotnicy" i "w towarzystwie Polaków". Autor relacji używa sformułowania "Fremdarbeiter", co dosłownie znaczy: obcy pracownik (robotnik). Jasne jest jednak, że chodziło tu o przymusowych robotników, których "zesłano" do poszczególnych gospodarzy do wykonywania niewolniczej pracy. Jak słusznie wcześniej zauważono, mogli oni brać odwet na swych "panach" za okrutne traktowanie. Moim jednak zdaniem, nic nie usprawiedliwia zamordowania 90 cywilów w jednym dniu i w zasadzie bez celu.....

     Dochodzimy do sedna. Gdzie to było ? Wskazuję to na zamieszczonej mapce. Kolorem czerwonym zaznaczyłem gospodarstwo Katheriny Schulzki. Niebieskiem Antona Sommerfelda. Gdzie to jest ? Do dawnego gospodarstwa K. Schulzki prowadzi droga polna skręcająca w prawo, bezpośrednio za zakładami byłego już Stomilu, przy ul. Kolejowej. Albo takaż droga w lewo z dawnego nasypu kolejowego prowadzącego do Łędławek (Linglack) i dalej do Samulewa (Bischdorf). Bisztynianie znają to miejsce. Nazywane jest popularnie: SPALONKĄ !!! Około 300 metrów dalej jest zasiedlone do dziś gospodarstwo kiedyś należące do Antona Sommerfelda, dziś należące do rodziny Fijałkowskich.

Tak wyglądało gospodarstwo przed wojną...

     Tak to tu !!! W miejscu licznych pikników, zabaw, ognisk, gitarowego brzdąkania. To właśnie tu przed 60 laty rozstrzelano i spalono około 90 osób. Z dawnej świetności tego miejsca pozostały jedynie fragmenty fundamentów oraz betonowe, pobielone słupki ogrodzenia. Jeszcze niewielki stawek. Owe słupki widoczne są na archiwalnym zdjęciu. Na teraźniejszym też. Jak mi powiedziano, do niedawna (kilka lat) w pobliżu siedliska był ogrodzony żeliwnym płotem grób. Z marmurowym pomnikiem. Dziś nie ma po nim śladu. Został skradziony. Osoba, która mi o nim opowiedziała niestety nie odczytała nigdy napisu na tym pomniku. Jak przypuszczam był to grób właścicielki gospodarstwa. Zwyczajem wschodniopruskim osoby zmarłe tragicznie, grzebano w pobliżu ich domostw. Wiele takich grobów do dziś można odnaleźć na terenie gminy Bisztynek i całej Warmii.

A tak wygląda dziś...

     Oczywiście to ustalenie, "efekt dochodzenia" rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Czy w tej sprawie prowadzono kiedykolwiek jakieś śledztwo ? Czy są żyjący, bezpośredni świadkowie tego zdarzenia ? Czy to w ogóle jest prawda ???

     Mam nadzieję, że w przyszłości poznamy odpowiedzi na przynajmniej częśc z tych pytań. Zwróciłem się bowiem do odpowiednich instytucji z pytaniami. Jeśli je uzyskam - napiszę o tym. Informuję jedynie, że sprawą zainteresował się Instytut Pamięci Narodowej.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Grabowski

Copyright: www.bisztynek.strona.pl 2010