W piątek 7 lutego, w dniu w którym spotkań muzycznych w Olsztynie nie brakowało, a w telewizji prawie każdy chciał oglądać wydarzenia w Soczi, odbył się także koncert muzyki niszowej, gdzie głównym instrumentarium są syntezatory. Czy taka inicjatywa może się przyjąć? Oto refleksje inicjatorów wydarzenia - Elżbiety i Andrzeja Mierzyńskich z Olsztyna, a także ich scenicznych partnerów Adama Bórkowskiego z Poznania i Roberta Kanaana z Gdańska. Spisała je Elżbieta Mierzyńska.
Pomysł narodził się dokładnie rok temu, zimą 2013 roku. Właśnie dowiedzieliśmy się, że nie uzyskamy wsparcia do artystycznych inicjatyw (bywa...), o które zabiegaliśmy w Olsztynie i wpadliśmy w tzw. dołek, który jeszcze pogłębiała dominująca wokół krytyka z powtarzalnym jak mantra stwierdzeniem "dajcie spokój, tu się nic nie udaje" lub "i tak was udupią, szkoda wysiłku". Czyli że są jacyś oni i jesteśmy jacyś my, a wszystkim jeszcze ktoś rządzi.
Można było narzekać, można było przeklinać, a można jednak było szukać alternatywy, zwłaszcza że i tak ciągle w niej jesteśmy jak na dalekim biegunie spraw. Oswojeni z tym, że to droga pod górę i ryzyko wszyte w działanie jak podszewka w ubraniu, udaliśmy się na rozmowy tu siam i owam, aż wreszcie wylądowaliśmy w Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych w Olsztynie, czyli w popularnym Ceiku. Złożony przez nas projekt na konkurs fotograficzny z tematyką regionalną oraz koncert muzyczny do wybranych cykli zdjęć, został przyjęty z zainteresowaniem, choć nie od razu oznaczało to pełną realizację scenariusza.
Pomysł był prosty i wykazujący duże pole współpracy z ludźmi, których pasją jest fotografowanie i których pasją jest muzyka z cechami ilustracyjnymi. Pomysł szeroko otwierał drzwi dla dwóch dziedzin działania, a tytuł koncertu "Muzyka w Obrazie" tłumaczył to najkrócej.
Wszystko co pierwsze jest trudne, więc autorów zdjęć nie było aż tak wielu, jak można było się spodziewać, ale zdjęcia były wypracowane, po prostu dobre. Dominująca tematyka to krajobraz. Widać autorzy uznali, że to najlepiej da się zgrać z muzyką, a tyko nieliczni, jak Jacek Kowalski, który fotografował dżwigi na budowie, czy Michał Pieściuk, który w czarno-białej tonacji fotografował przestrzeń miejskich autobusów, "rzucili się" na tematy mniej popularne.
Koncert stworzył "Trójkąt Bermudzki", jak siebie zgodnie nazwaliśmy - czyli twórcy z Gdańska, Poznania i my z Olsztyna. Adam Bórkowski, który zakochał się w zdjęciach Henryka Ciruta i autora publicznie nazwał gigantem za niemalże czesanie zbóż na warmińskich pagórkach i wzruszał kompozycją do poranionych burzą drzew Andrzeja Grabowskiego z Bisztynka, zaprezentował się lirycznie, budował nastrój krok po kroku, cierpliwie i ostrożnie, kradnąc duszę słuchacza na długich frazach powtarzalności ubarwionej odgłosami natury, wyciszając jego emocje, zatrzymując go w miejscu. Potem jeszcze grał z makami Bożeny Kraczkowskiej, wielkimi jak parasole zawieszone nad swoją głową. Adam był dobrym początkiem tego koncertu. On go pięknie otworzył.
Drugim wykonawcą byliśmy my - ja z Andrzejem wybraliśmy do muzycznego ogrania zdjęcia trudne, bo silnie kontrastowe. Malarskie ujęcia drogi, pryzmy piachu i zimowy tunel drzew, których pewnie za jakiś czas nie będzie Michała Buszkiewicza, a zaraz potem dźwigi na budowie Galerii Warmińskiej (pozdrawiamy ludzi z tej budowy!) upolowane przez Jacka Kowalskiego i wreszcie rozmyte tańcem postacie w kadrze Anny Wojszel...
Myślę, że po lirycznym wstępie Adama byliśmy rytmicznym i szerszym w strukturze kompozycyjnej wyjściem do słuchaczy, by przekonywać ich do niestandardowych brzmień, do muzyki niezależnej, która dobija się do nich na strunach niecodziennej wrażliwości. Śpiewanie do pracy dźwigów, które Andrzej zespoił z budującym napięcie bitem i wyłaniającą się melodią z innego klimatu, było dla mnie wyzwaniem... Natomiast wzruszenie jakie okazała nam wbiegająca na scenę Anna Wojszel, było naprawdę miłą recenzją.
Znakomitym finałem był koncert Roberta Kanaana, człowieka od większych formatów muzycznych - z teatrami, chórami, filharmonikami, operowymi śpiewakami. Budując egzotyczne brzmienia, tworzy harmonię barw zastępującą niejeden zespół. Wykorzystuje i przetwarza głos, działa na wszystkich parametrach, w których panuje nad dźwiękiem z pełną precyzją. Uderza w punkt. On też najsilniej podkreślał, że pomysł na koncert "Muzyka w Obrazie", czyli połączenie twórców dwóch dziedzin, to projekt, któremu się nie odmawia. I że nie było w tym projekcie wskazywania, kto wobec kogo jest w roli służebnej, wszyscy byliśmy w projekcie partnerami.
Postanowiliśmy zatem, że nasz "Trójkąt Bermudzki" jeszcze razem zagra i będzie próbował łamać stereotypy co do tego, że teraz tylko mainstream się liczy, ponieważ w dalszym kręgu też gra muzyka i ma ona swoich uważnych słuchaczy.
Na zakończenie: serdecznie dziękujemy Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych w Olsztynie, że zgodziło się zainwestować w niszowy projekt, że nie zamknęło nam drzwi. Kłaniamy się ekipie, która panowała na sceną, światłami, dżwiękiem, bo to była praca bez najmniejszego zarzutu. Podpisuję to w imieniu własnym i oczywiście naszego "Trójkąta Bermudzkiego". Dziękujemy też mediom, o których obecność tak trudno...
Miło nam poinfomować, że na wernisazu i podczas koncertu byli prezentowani aż dwaj autorzy fotografii z Bisztynka - Andrzej Grabowski i Michał Buszkiewicz. Gratulujemy!
Elżbieta Mierzyńska - 11.02.2014 r.
|