Podróż poślubną na piechotę, z przylądka Nordkinn w Norwegii, Finlandię, Rosję, Estonię Łotwę i Litwę oraz Bisztynek do Gdańska zafundowali sobie Anna i Wiktor Jesionkowie. Dziś idą w kierunku Ornety.
Żeby dojść do Bisztynka musieli przejść około 3 tys. kilometrów. To miasteczko nie było oczywiście celem ich pieszej podróży przez Europę. Anna i Wiktor Jesionkowie z Gdańska właśnie wracają do domu a Bisztynek znalazł się po prostu na trasie ich marszu.
Wracają do domu idąc z najdalej na północ wysuniętego, lądowego punku Europy, czyli przylądka Nordkinn w Norwegii. To od wędrowców dowiadujemy się później, że słynny Nordkapp jest na wyspie. Małżeństwo podróżników zakładało, że Europę przejdą wyłącznie lądem i bez korzystania z żadnych lądowych, czy morskich środków transportu.
Swoją podróż krok po kroku przez Europę rozpoczęli na Nordkinn 27 maja 2015 r. Do Norwegii dotarli samolotem. Później płynęli też statkiem. Żeby dotrzeć na przylądek musieli iść piechotą po tundrze przez półtora dnia. Opowiadają, że na miejscu wykonali sobie pamiątkową fotografię z polską flagą. Tak jak himalaiści na szczycie zdobytej właśnie góry.
Zaplanowali, że dziennie pokonywać będą po około 25 kilometrów. Już w trakcie wędrówki okazało się, że mogą więcej. Gdy 7 października późnym popołudniem dotarli do Bisztynka mieli "w nogach" 36,7 km. - Zakładaliśmy przejście 150 km tygodniowo mówi Wiktor Jesionek. - Limit tygodniowy był dla nas ważniejszy. Czasem zdarzało się bowiem, że pogoda nie pozwalała na wędrówkę mówi. Tak było choćby w Norwegii, gdy 16 godzin spędzili w namiocie, bo mgła była taka, że ginęły w niej palce wyciągniętej ręki.
Anna i Wiktor Jesionkowie to doktoranci dwóch gdańskich uczelni. Anna jest na urlopie dziekańskim. Ich wędrówka jest spełnieniem marzeń. Wzięli ślub w ubiegłym roku i przeszli piechotą Polskę z północy aż na Rysy. - To był taki wybryk i "spacer" - mówi Wiktor Jesionek. Swą podróż poślubną odłożyli na rok bieżący. No i ta trwająca jeszcze piesza wędrówka jest tą podróżą.
Wędrowali przez Norwegię, Finlandię, Rosję, Estonię Łotwę i Litwę. Na Litwie poznali ks. Sławomira Brewczyńskiego (kiedyś był wikarym w Bisztynku) u którego nocowali. W Mariampolu. To ksiądz poinformował nas, że idą w kierunku Bisztynka.
Pytamy jak radzili sobie w surowym klimacie Norwegii i Finlandii.
- Temperatury nam odpowiadały. Spaliśmy w namiocie np. na kempingach. W Finlandii pukaliśmy do drzwi mieszkańców pytając, czy możemy rozbić namiot na ich posesji. Często kończyło się to tak, że zapraszano nas do domu i... do sauny - opowiada Wiktor Jesionek.
- Wszędzie, gdzie wędrowaliśmy spotykaliśmy się z życzliwością i gościnnością. Nasi gospodarze byli też oczywiście ciekawi, po co wędrujemy, skąd i dokąd. To naturalne pytania - opowiada Wiktor Jesionek.
Jedyne co im przeszkadzało to deszcze i plaga komarów w Finlandii. Anna Jesionek mówi, że to było najbardziej uciążliwe podczas ich dotychczasowej podróży. Aby przemierzyć Finlandię musieli wędrować 2 miesiące. Na granicy Finlandii z Rosją doszło do zabawnej sytuacji.
Granicę przekraczali przez przejście drogowe, czyli takie, którego pieszo nie można pokonać. Przejechali je więc samochodem. To kłóciło się jednak z ich założeniem, że mają iść. Wrócili więc do Finlandii i wypożyczyli rowery. Ponownie granicę przekraczali prowadząc pojazdy, a gdy i to nie podobało się rosyjskim służbom granicznym udawali, że jadą.
W Rosji odwiedzili jedyne duże miasto na ich trasie. Byli w Sankt Petersburgu. - Unikaliśmy dużych miast, bo trudno jest z nich wyjść. Trasę układaliśmy tak, że np. w Finlandii szliśmy po tej jej części, która jest najmniej zaludniona mówi Wiktor Jesionek.
Zdarzało się, że trafiali na drogę prowadzącą donikąd. Musieli wówczas zawracać. Okazało się, że nie wszędzie sprawdzają się elektroniczne mapy. O ich podróży i wrażeniach rozmawialiśmy przez 5 godzin. Nie sposób wszystkiego opisać. Dlatego musimy odesłać do ich strony na facebooku. >>> To nie jest dziennik podróży, bo nie wszędzie mieli dostęp do internetu, ale znajdziecie tam i zdjęcia i krótkie relacje z miejsc, które podróżnicy odwiedzili.
W naszym regionie wędrowali m.in. przez Giżycko, Wydminy i Kętrzyn. Bardzo spodobał im się Reszel. Odpoczywali tam przez 1,5 godziny. Niestety nie mieli czasu na zwiedzanie. Przed wieczorem dotarli do Bisztynka, gdzie nocowali. Rankiem, w naszym towarzystwie, zwiedzili miasteczko, Diabelski Kamień, zabytkowy cmentarz, kościół, zostali obdarowani promocyjnymi gadżetami w Urzędzie Miejskim i kawą w jednej z cukierni.
Przez zabytkową Bramę Lidzbarską ruszyli w kierunku Lidzbarka Warmińskiego. Czy im się w Bisztynku podobało? Mówili, że bardzo. Oboje bardzo lubią niewielkie, spokojne miasteczka, w których życie toczy się wolno. Podziwiali stare kamieniczki i brukowane uliczki. Takie elementy i zaułki, których stali mieszkańcy nie zauważają.
Po drodze do Lidzbarka Warmińskiego przystanęli w Stoczku Klasztornym. Wieczorem 8 października dotarli do Lidzbarka. Teraz idą w kierunku Ornety. W przyszłym tygodniu dotrą do Gdańska przez Elbląg. To nie koniec ich wędrówki. - Przed jesienną i zimową słotą zamierzamy dotrzeć do Gdańska, aby w nim "przezimować" - mówi Wiktor Jesionek. A wiosną? A wiosną kolejny etap pieszej podróży po Europie.
Andrzej Grabowski - 09.10.2015 r.
Materiał znajdziesz także na portalu:
|