Wszystkie osoby pamiętające tamte lata zachęcamy do nadsyłania do nas swoich wspomnień. Dzieci i wnuków zachęcamy do ich spisywania, nagrywania, wyciągania z szuflad starych zdjęć rodzinnych, szkolnych, pracowniczych. Wszystkie takie wspomnienia opublikujemy.
Pierwsi osadnicy na ziemiach odzyskanych.
Pierwsze lata po II wojnie światowej spędzone w Bisztynku wspomina Jan Zembrzuski - były mieszkaniec Kolonii 43 w Bisztynku. To jego wspomnienia, jak i te zasłyszane od jego rodziców. Wspomnienia uzupełniamy naszymi uwagami i wyraźnie zaznaczonymi przypisami, ilustracjami i mapą. Zapraszamy do lektury.
Moi rodzice, Zofia i Mieczysław Zembrzuscy, do roku 1939 zamieszkiwali na Mazowszu w
miejscowości Szelków, powiat Maków Mazowiecki.
(Dane o tej miejscowości będącej siedzibą gminy łatwo znajdziecie w Internecie. My proponujemy zapoznanie się z materiałem historycznym dotyczącym tamtejszej szkoły. Kliknij i zobacz >>> - przyp. red.)
Po wybuchu II wojny światowej i wkroczeniu wojsk hitlerowskich do Szelkowa
rodzice zostali załadowani na samochód ciężarowy, a ich zabudowania zostały spalone.
Rodzice, mój starszy brat Stanisław i babcia Józefa Piotrowska zostali wywiezieni
do Niemiec na przymusowe roboty do bauera (nazwiska nie pamiętam) w miejscowości
Gerdauen niedaleko Königsberga.
(Gerdauen, po polsku - Gierdawy, to dziś miasto Żeleznodorożnyj w obwodzie kaliningradzkim. Poniżej publikujemy trzy przedwojenne zdjęcia Gerdauen - przyp. red.)
Po zakończeniu wojny nie mieli dokąd wrócić w Polsce. Zaproponowano im wyjechać na ziemie
odzyskane i oni się zgodzili. Wybrali, z proponowanych im miejscowości, Bisztynek.
Po przyjechaniu do Bisztynka rodzice otrzymali akt własnościowy nadania gospodarstwa
rolnego o powierzchni 12 ha położonej na kolonii nr 43.
Po przyjeździe na miejsce okazało się, że w tym gospodarstwie zamieszkują niemieckie kobiety,
gdyż ich mężowie zostali zabrani na front i nie wrócili do domu po zakończeniu wojny.
One oswobodziły połowę domu i rodzicom było już gdzie mieszkać.
Ale co dalej robić jak żyć i uprawiać ziemie?
Mieszkanki gospodarstwa pokazały, gdzie są ukryte maszyny. Maszyny były rozebrane żeby ich nie zabrano. Po jakimś czasie właścicielki naszego gospodarstwa zostały wysiedlone do Niemiec.
(Właścicielem gospodarstwa przed II wojną był Emil Liepert. Według posiadanej przez nas mapy agrotechnicznej, gospodarstwo Lieperta miało powierzchnię 15ha. Dokoła gospdarstwa Lieperta istniały gospodarstwa Josefa Ziermanna, Franza Schwarza, Maii Wienert, Franza Schiemanna, Franza Bannera. Pokazujemy ich położenie na mapie poniżej - przyp. red.)
Bisztynek Kolonia 43 i okolice na większej mapie
Naszym najbliższym sąsiadem był Józef Cyrman (prawidłowo: Ziermann - przyp. red.). On był Warmiakiem i to on pomógł w pierwszych
początkach rodzicom się zagospodarować.
Na początek rodzice kupili kozę, gdyż na krowę nie było pieniędzy.
Po jakimś czasie zaczęto wydawać rolnikom konie z darów amerykańskiej UNRRY.
(United Nations Relief and Rehabilitation Administration, UNRRA , czyli: Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy - przyp. red.)
Po jakimś czasie
udało się rodzicom otrzymać konia. Był to piękny koń maści kasztan.
Było już czym pracować i wyjechać do miasta. Do miasta było dwa i pół kilometra.
Ojciec zebrał pług i wóz i zacząć orkę ziemi. Nasiona na siew wydawali w mieście. Było już na czym pojechać do miasta po nasiona. Jakieś nasiona dał nam też pan Józef Cyrman.
I tak zaczęło ciężkie życie, aby do pierwszego urodzaju. Zboża pięknie rosły aż zaczęły dojrzewać
no i znów zaczął się problem jak to zebrać.
U ojca w stodole, w słomie była schowana żniwiarka (na pewno starsi to znają, co to była za maszyna), no ale jeden koń jej nie pociągnie. Trzeba było się zmawiać z sąsiadem
i kosić u niego i u siebie, ale to już było lepiej niż kosić kosą.
A kosić to trzeba było wieczorem i nocą a na dzień trzeba było rozbierać żniwiarkę i ją chować,
gdyż w Bisztynku powstał Państwowy Ośrodek Maszynowy. POM i władze miejskie zabierały
wszystkie maszyny do POM-u twierdząc, że to maszyny niemieckie i powinny być państwowe a żeby dostać maszynę z POM-u trzeba było płacić. Nie było pieniędzy więc rolnikom przychodziło kosić kosą.
(Maszyny rozbierano nie tylko z powodu zakusów władz, ale także licznych tzw. szabrowników okradających ze wszystkiego co cenne tereny "ziem odzyskanych" - przyp. red.)
Pierwsze lata były trudne, gdyż podatki trzeba było płacić w naturze. Za zdane produkty na plan płacili grosze a podatek trzeba było oddać i samemu przeżyć do następnego urodzaju a jeszcze powinno zostać i na nasiona. Jakoś tam jednak ludzie żyli.
Pojawiła się krowa i wtedy już było swoje mleko ale z tej krowy trzeba było oddać plan mlekiem.
Ludzie po trochu zaczęli się dorabiać kupować: krowy, konie, świnie, owce i myśleli że będzie
już lepiej.
Wtedy zaczęli jeździć delegaty i agitować do wstąpienia do Spółdzielni Produkcyjnej.
Ludzie nie chcieli się zgodzić, gdyż znali co z tego wyjdzie, jak wyszło w ZSRR.
Władze zaczęły przymuszać do wstąpienia do spółdzielni, obiecywały złote góry, jak to będzie dobrze pracować, że będą dostawać maszyny rolnicze.
Kto nie chciał się zgodzić a zobaczyły u niego jakąś maszynę to zabierali twierdząc, że to poniemieckie. Mimo wszystko w Bisztynku ludzie się nie poddali.
Jedna taka spółdzielnia produkcyjna, na naszym terenie, powstała w Paluzach, ale długo się nie utrzymała, gdyż państwu przychodziło do nie dopłacać.
Utrzymały się za to PGR-y. Spółdzielnie produkcyjne upadły i rolnikom na koniec dali spokój.
Pomału życie rolników zaczęło się poprawiać. Zostały zniesione obowiązkowe dostawy.
Podatek można było opłacać pieniędzmi i u nas zaczęło się polepszać. Rodzice kupili krowę, potem przychowali od niej potomstwo. Kupili kilka prosiąt, dochowali się swoich świń i kupili drugiego konia, więc już można było gospodarzyć. Po żniwach zaczęła jeździć od gospodarstwa do gospodarstwa młocarnia, ale do jej obsługi trzema było dużo ludzi.
Gospodarze zbierali się po trzy cztery gospodarstwa i młócili zboże wspólnymi siłami
a po omłocie wieczorem była obfita kolacja zakrapiana alkoholem a na drugi dzień wszyscy szli
młócić do następnego sąsiada.
I podobnie przechodziły wykopki ziemniaków. U nas była kopaczka. Dokąd był jeden koń
to sprzęgaliśmy się z sąsiadami i kopaliśmy wspólnie ziemniaki.
Pierwszy traktor pojawił się u pana Cyrmana. Pamiętam, że pan Cyrman pomagał nam w orce ziemi.
Pamiętam też, że z Nowej Wsi Reszelskiej przyjeżdżał ojca brat stryjeczny - Lucjan Zembrzuski z synami -
traktorem i pomagał nam też w orce pola.
Po upadku POM u w Bisztynku i Spółdzielni Produkcyjnej w Paluzach powstało w Bisztynku
Kółko Rolnicze i znów zaczęły się agitacje wśród rolników do wstępowania do kółka,
ale z tym już nie było takiego silnego nacisku.
Kółka Rolnicze wykonywało usługi nie tylko dla swoich członków, ale każdy mógł iść
i zapłacić za pracę; traktora, snopowiązałki czy młocarni.
I praca na roli stała lżejsza.
Naszymi najbliższymi sąsiadami byli: Józef Cyrman, Lipińscy, Ćieciwieże,
pani Kamińska z synem, Szkulniki, Osieccy. Z dalszych Ziemińscy, Detrychy i Kilinowscy.
Z opowieści swoich rodziców i wspomnień własnych
opisał były mieszkaniec Bisztynka
Jan Zembrzuski
Od redakcji: Serdecznie dziękujemy za nadesłanie wspomnień, niezwykle dla nas cennych i pouczających. Z naszych ustaleń wynika, że rodzina państwa Zembrzuskich przybyła do Bisztynka nie wcześniej niż w 1946 roku.
Ze wspomnień innego mieszkańca Bisztynka wynika, że w roku 1945 w Bisztynku nie odbyły się żniwa. W roku 1946, ów mieszkaniec, wraz z ojcem, w pobliżu gospodarstwa państwa Zembrzuskich zbierał kłosy żyta wyrosłe z niezebranych ziaren z poprzedniego roku. Wówczas jeszcze państwo Zembrzuscy nie mieszkali we wskazywanym gospodarstwie, co ów mieszkaniec doskonale pamięta. Gospodarstwo zamieszkałe było przez Niemców (kobiety i starszego mężczyznę). Ze zbieraniem kłosów i tym gospodarstwem wiąże się - niestety - także tragiczna historia, zbrodni popełnionej na wspomnianym starszym mężczyźnie... O tym, być może, napiszemy w przyszłości.
Wszystkie osoby pamiętające tamte lata zachęcamy do nadsyłania do nas swoich wspomnień. Dzieci i wnuków zachęcamy do ich spisywania, nagrywania, wyciągania z szuflad starych zdjęć rodzinnych, szkolnych, pracowniczych. Wszystkie takie wspomnienia opublikujemy.
opracowanie: Andrzej Grabowski - 05.04.2013 r.
|
|