Aktualności >>> Polska Cyfrowa w Europie >>>

 .: Bruksela, Parlament Europejski, Antwerpia

Latarnicy w stolicy Europy

- Nie mamy się czego wstydzić - to podstawowy wniosek jaki nasunął mi się, po krótkim pobycie w Brukseli i Antwerpii, jaki właśnie mam za sobą. Wraz z grupą latarników Polski Cyfrowej Równych Szans i marynarzami z ORP Kondor skorzystałem z zaproszenia europosłanki Danuty Hübner. W wycieczce uczestniczyło 17. najaktywniejszych wolontariuszy (latarników) prowadzących zajęcia dotyczące cyfrowego świata z seniorami w Polsce. Wśród nich było dwoje latarników z naszej gminy.

Na początek kilka słów wyjaśnienia. Niezorientowanym Czytelnikom wyjaśniam, że projekt Polski Cyfrowej Równych Szans to przedsięwzięcie oparte na działaniach lokalnych. Projekt polega na podjęciu działań mających na celu przekonanie osób w wieku ponad 50 lat do korzystania z komputera, Internetu i innych udogodnień technologii cyfrowej (telefonia komórkowa, telewizja cyfrowa, fotografia cyfrowa itp.)

Działania prowadzą wolontariusze nazwani latarnikami. W gminie Bisztynek jest nas dwoje. W Sątopach - Aniela Janik i w Bisztynku podpisany niżej.

Latem ubiegłego roku odbył się I krajowy zjazd latarników w Tarnowie. W zjeździe tym uczestniczyła Aniela Janik a jednym z gości była europosłanka Danuty Hübner, która obiecała wówczas zaprosić do Brukseli kilkunastoosobową grupę latarników. Z obietnicy wywiązała się i stąd mój i Anieli Janik pobyt w Belgii.

Na wycieczkę pojechali latarnicy, którzy przeprowadzili i zrelacjonowali największą ilość zajęć z urodzoną wcześniej młodzieżą. Miło jest przekonać się, że wśród tych najaktywniejszych są latarnicy z naszej gminy. Poza nami, z jednej miejscowości po dwoje latarników było jeszcze z Zawiercia i z Łodzi. Pozostali reprezentowali swe miejscowości pojedyńczo.

Pobyt w Belgii był krótki i nie sposób opisać wszystkich wrażeń i aspektów tej wizyty. Można to zrobić jedynie "po krótce".

Podczas pobytu starałem się obserwować wiele aspektów miejscowego życia, wykorzystać rozmowy z innymi latarnikami dla nabrania nowych umiejętności i doświadczeń, promować Bisztynek i Warmię.

Bruksela przywitała nas ulewą i... śmieciami na głównej ulicy. Wrażenie jakie roibły tony śmieci w workach, rozmoknięte kartony, papiery walające się dosłownie wszędzie nie było najlepsze. Później okazało się, że tak jest w niedziele. W poniedziałek rano wszystkie one zniknęły. Wrażenie jednak pozostało a podkreślały je dodatkowo liczne psie kupy na trawnikach i skwerach, których nie fotografowałem, bo psia kupa wszędzie wygląda identycznie.

Oczywiście nie pojechałem do Brukseli, aby poddać ją totalnej krytyce. Uwagę zwracają jednak krzywe chodniki dla pieszych, wspomiane już śmieci itd.

Miastem można się jednak zachwycić za sprawą zabytków, obiektów, parków, placów, kafejek, restauracyjek.

Pierwszy obiekt jaki dokładniej zobaczyliśmy to Atomium, czyli olbrzymich rozmiarów atom żelaza będący juz wizytówką a nawet logo Brukseli. Przy Atomium jest kościół św. Laurentiusa. Rzymsko-katolicki. Była niedziela więc zaszedłem do niego kompletnie już zmoknięty po obejrzeniu atomu żelaza. W kruchcie przywitał mnie żebrzący Belg. Wewnątrz trwała właśnie Msza św. Jedyna w niedzielę (w niedzielę jest jedno nabożeństwo o godz. 10:00, w dni powszednie jedno o godz. 17:00). Razem z księdzem i lektorem modliło się około 20 osób. Ta ilość wiernych była nieco przygnębiająca, ale kościołów w Brukseli jest przecież kilkadziesiąt.

Po krotkim odpoczynku w hotelu wyruszyliśmy "w miasto" z licencjonowaną przewodniczką turystyczną, panią Basią, Polką mieszkająca w Brukseli od około 40 lat. Jak to zwykle bywa z wycieczkami obejrzeliśmy najważniejsze, zabytkowe obiekty. Kościół Notre Dame du Sablon, katedrę św. Michała Archanioła i św. Guduli, panoramę miasta ze wzgórza, czyli z Górnego Miasta, kamienice wśród których wiele jest średniowiecznych, słynnego Manekenpixa i jej żeński odpowiednik. (Tak, tak. W Brukseli jest też sikająca dziewczynka. :)

Szukając związków Brukseli z Bisztynkiem zauważyłem, że przecież w Bisztynku też jest kościół św. Michała Archanioła. Chwilę po tej konstatacji spotkaliśmy w Brukseli dziewczynę pochodzącą z Sątop, a po powrocie do hotelu, w recepcji przywitała nas Polka. Kolację zjedliśmy w polskiej restauracji usytuowanej tuż przy Parlamencie Europejskim. W polskiej restauracji poczęstowano nas wybornym... gyrosem :-)

To i tak niewielkie zaskoczenie. Kolejnego dnia jedliśmy w restauracji włoskiej, w której zaserwowano nam... schabowego :-) Co prawda z włoską, typową pastą zamiast ziemniaków i kapusty, ale ze schabowym :-)

Drugi dzień pobytu poświęcony był spotkaniu z europsłanką prof. Danuty Hübner, zwiedzaniu Parlamentu Europejskiego, spotkaniu z polskimi pracownikami Komisji Europejskiej zajmującymi się szeroko pojętym światem cyfrowym i zwiedzaniu Anwerpii.

Danuty Hübner poinformowała nas o jej najbliższych zadaniach związanych z walką o budżet Unii Europejskiej. Mieliśmy okazję zadać jej pytania i zwyczajnie porozmawiać. Przedstawiciele KE poznali projekt Polski Cyfrowej Równych Szans. Zaprezentował go Michał Golemo z PCRS a potem kolejno wszyscy latarnicy. Z kolei pracownicy KE mówili o kłopotach z szerokopasmowym dostępem do Internetu w Polsce, projektach medycznych, cyfrowych itd. Przy okazji okazało się, że projekt Polski Cyfrowej, w którym uczestniczymy, jest nowatorski i wyjątkowy w skali Europy. Podobny jest realizowany jeszcze tylko w Zjednoczonym Królestwie. W pozostałych krajach są kursy komputerowe dla seniorów, ale płatne i to - że tak powiem - wysoko płatne, o czym poinformowała nas nieoceniona przewodniczka - pani Basia, którą zainteresowaliśmy (co oczywiste) Internetem i korzystaniem z komputera.

W Anwerpii zwiedziliśmy jej najstarszą, średniowieczną część, z katedrą Notre Dane na czele. Mszę w tej katedrze można obejrzeć tylko na ekranie telewizora... Obiekt jest dzierżawiony przez firmę pobierająca opłaty za zwiedzanie. Opłaty przeznaczane są na konieczne konserwacje i utrzymanie katedry. Telewizor "z Mszą św." stoi za ołtarzem głównym i "leci tam" jedna z nagranych w katedrze Mszy odprawionych wcześniej z okazji jakiejś wielkiej uroczystości. Nabożeństwa w katedrze nie odbywają się poza "wielkimi okazjami". Ten fakt kłóci się jakoś z patronatem Matki Bożej nad całym miastem. Figury Matki Bożej są tu bardzo liczne. Dziesiątki zabytkowych kamienic są ozdobione tymi figurami lub noszą nazwy związane z Matką Bożą. Figura taka stoi m.in. we wnęce, w zwieńczeniu fasady renesansowego Ratusza Miejskiego. Poniżej są rzeźby Sprawiedliwości i Wiary. Uważny Czytelnik naszej strony domyśli się, że piszę o tych rzeźbach, w nawiązaniu do tych samych alegorii umieszczonych w kościele w Bisztynku.

W katedrze eksponowane są najważniejsze dzieła jej dawnego mieszkańca Petera Paula Rubensa - światowej sławy malarza. Na zdjęciach poniżej przedstawiam m.in. tryptyk pokazujący podnoszenie Krzyża.

Ciekawostką Antwerpii jest specjalny mur wyposażony w ciężkie śluzy. Mur zabezpiecza przed zalaniem miasta podczas wysokich przypływów rzeki. W czasie tych przypływów śluzy są zamykane a wcześniej z parkingów usuwane wszystkie pojazdy. W czasie odpływu wielohektarowy teren powraca do funkcji parkingowej i rozrywkowej.

Podobnie jak w Brukseli każdy, kto chce, może skorzystać z rowerów miejskich.

Z punktu widzenia promocji Bisztynka najważniejsza była kolacja we wspominanej już włoskiej restauracji z udziałem prof. Danuty Hübner. Była to okazja do wręcznie jej folderów i gadżetów reklamowych naszego miasteczka, które przed wycieczką dostałem od Justyny Kobryń zajmującej się promocją Bisztynka w Urzędzie Miejskim. Prof. Danuty Hübner zapytała m.in. o... gradobicie i wyraziła nieskrywany żal, że nie ma czasu na odwiedzenie takich i podobnych "klimatycznych, małych polskich miasteczek".

Z podobną promocją swego miasteczka wystąpiły latarniczki z Zawiercia. Prof. Hübner otrzymała też prezent od kierownictwa projektu PCRS i od marynarzy ORP Kondor. Danuta Hübner jest matką chrzestną tego okrętu. Marynarze wręczyli jej model okrętu i zwracali się do niej per... matko :-)

Ostatni dzień pobytu, a raczej "pół dnia" było czasem wolnym. Mimo deszczu postanowiliśmy połazić po Brukseli. Dzięki temu sfotografowałem m.in jeden z komisariatów policji. Okazuje się, że zły stan techniczny budynków policji to nie tylko domena naszego kraju.

Czy warto odwiedzić Brukselę? Warto. Trzeba mieć tylko więcej czasu niż 1,5 dnia. Czy warto pojechać do Antwerpii? Warto. Z uwagą taką jaką dodałem przy Brukseli. Czy warto zwiedzić Parlament Europejski? Warto! Jeśli więc macie okazje tam pojechać to jedźcie. Polecam.

Wróćmy do wniosku z pobytu: "Nie mamy się czego wstydzić". Czy rzeczywiście? Tak!

Wszędzie, nawet w stolicy Europy, znajdziemy coś, co na pochwałę i zachwyt nie zasługuje. Nie idealizujmy więc świata według zasady "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". Wszędzie możemy zobaczyć coś interesującego (w tym w Bisztynku). W Brukseli i Antwerpii są tysiące zachwycających miejsc, bo to przecież duże miasta i nigdy nie były zniszczone przez działania wojenne. Stąd zachowane, wyjątkowej urody zabytki.

Wszędzie jednak toczy się też normalne życie i ludzie mają normalne (takie jak my) problemy ze śmieciami, opłatami, pieskami i krzywymi chodnikami oraz zrujnowanymi komisariatami.

Jest jednak jedna różnica. Tam ludzie na to wszystko nie narzekają. W Brukseli nikt nie odśnieża chodników. 5 cm. śniegu powoduje paraliż miasta. Ziemne alejki parków najlepiej pokonać w gumofilcach. Tyle, że tam na zimę sie nie narzeka, bo "jak jest zima to jest zimno a jak spadnie śnieg to wkrótce stopnieje". Różnica jest więc tylko w mentalności.



Andrzej Grabowski - 31.01.2013 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2013