- Mamo, mamo! Czy Ty wiesz, że w Bisztynku ma być KREMATORIUM! - tymi słowami przywitał mnie dziś mój Pierworodny Szkolniak. Uśmiechnęłam się czekając na resztę dowcipu, ale widok przerażonych błękitnych oczu, wpatrzonych wyczekująco we mnie, lekko mnie zaniepokoił...
- Synu - rzekłam do niego stanowczo - jedyne krematorium, o którego istnieniu wiem od dawna, znajduje się w domu twojej babci, a mojej Rodzicielki, kiedy to razem z koleżankami przy brydżu i koniaczku wypalają kolejną paczkę papierochów niewiadomego pochodzenia. Nie służy ono jednak spaleniu ich doczesnych pięknych i pomarszczonych ciał, ale jak same twierdzą "wędzone dłużej leży"! Także proszę Cię mój drogi, nie opowiadaj głupot, lepiej pomóż mi wypakować zakupy z auta. |
Mruknął coś pod nosem, że niby nie mam pojęcia i nie jestem zainteresowana losem mojego miasteczka, bo wszyscy inni rodzice petycję już dawno napisali.
Jak to? - skarciłam się w duchu. Jakie petycje? I ja o niczym nie wiem! Jak to? - myśl ta nie dawała mi spokoju, ale przecież nie zapytam się mojego Szkolniaka o co dokładnie chodzi, gdyż nie mogę podkopać swojego autorytetu wychowawczego, wracaniem do dyskusji, którą sama ucięłam.
Postanowiłam poczekać. Nie zawiodłam się! Już przy obiedzie Pierworodny wrócił do tematu, opowiadając Tatuńciowi o tym, co zasłyszał z wiarygodnego bądź, co bądź źródła. Otóż brzmiało to mniej więcej tak.
"... i tak się umęczyliśmy z Nietoperzem (przyjaciel mojego Szkolniaka od zawsze), że zrzuta na colę i po drodze oczywiście do ulubionej "11-stki". Niestety cola ciepła była, ale Pani powiedziała, że mamy nie marudzić, a że pić nam się chciało, to na miejscu z boczku, tak jak inni klienci piliśmy to, co kupiliśmy. I słyszymy, że jakiś skandal! Że to nie do pomyślenia, żeby tu, w centrum, koło cmentarza chcieli nas zagazować, i że jak za komuny nie mamy nic do powiedzenia. Że będą nam tu zwozić ze świata same ochłapy (Nietoperz powiedział, że na pewno same zombi i wampiry). Że smród okrutny i, że na pewno żyć się już tu dłużej nie da! Robactwo i zaraza się będą rozprzestrzeniać, aż strach będzie wieczorem wyjść, a i za dnia okna się nie da otworzyć (i to by się zgadzało, bo przecież wampira tak się szybko nie uśmierci, a zombi się nie da zagazować i to wszystko będzie żyć już teraz wśród nas) |
Syn mój robił się na twarzy raz blady, raz krwistoczerwony, oczy zaszły mu łzami. Był przerażony nie na żarty. Głos mu się łamał a ręce drżały.
Zaczęłam się zastanawiać, o co tu chodzi, dlaczego Panie, które są pierwszorzędnym źródłem wszelakiej informacji w tym mieście, rozmawiają o takich głupotach. Przecież nikt w tym mieście nikogo celowo nie uśmiercił od dziesiątek lat; przy ok. 20 zgonach rocznie inwestycja w jakiekolwiek piece krematoryjne byłaby co najmniej nietrafiona; a co do upiorów dosyć mamy własnych miejskich skrzatów, obok których też ciężko bez wstrzymania oddechu przejść; i wierzcie mi na słowo - jedyne zombi, które najprawdopodobniej zobaczę w życiu - to moje odbicie rano w lustrze!
"...ale Tatuńciu jak to tak będzie? Dlaczego my będziemy potem na tym gazie od trupów musieli ziemniaki gotować na obiad? I dlaczego na tym gazie będą chleb piekli, bo jest blisko? I czy ten chleb Tatuńciu będzie dobry? Czy jak zabraknie wampirów to nas też tam spalą? Tak powiedział mi Nietoperz, że na pewno, bo jak już zaczną "to biznes jest biznes"! A dlaczego wy nie podpisaliście tej petycji? Chcecie ciągłego smrodu tych ciężarówek przejeżdżających przez nasze miasto? I tego straszliwego hałasu, bo na pewno te wszystkie upiory całymi nocami będą zawodzić, a jak będą wilkołaki to w pełnię żaden mieszkaniec oka nie zmruży!"
Wszystko to wypowiedział jednym tchem prawie. Spojrzeliśmy na siebie z Moim Skarbuńciem.
- Nasz drogi Pierworodny - powiedziałam. - Wasza wersja wydarzeń jest bardzo fascynująca, jednak muszę cię rozczarować. Jest mało prawdopodobna. Widzę, że się przestraszyłeś, ale cóż - taka jest widocznie twoja kara za podsłuchiwanie rozmów dorosłych (w tym miejscu obudził się we mnie duch pedagoga filozofa). Na pewno nie chodziło o krematorium, tylko zapewne panie rozmawiały o nowej - kontrowersyjnej inwestycji - biogazowi. I pewnie cię zaskoczę, ale wierz mi, tam nic się nie będzie paliło, a już na pewno nic, co wcześniej oddychało powietrzem atmosferycznym. A co się tyczy ziemniaków, to w naszym domu gotowane są na prądzie!
Jak to zwykle bywa w naszej rodzinie docinkom, żarcikom i uszczypliwościom nie było końca. Skarbuńciu zabrał się za mycie naczyń (jeszcze parę miesięcy i będzie zmywarka), a ja zasłuchana w moją ulubioną płytę evanescence z horrorem Mastertona w ręku, byłam dumna z mojego Szkolniaka. Ciekawe, po kim ma taką wyobraźnię?
Oczywiście skłamałabym, gdybym powiedziała, że to koniec. Pytaniom pt. a co to ta biogazownia?, czy tam będziemy chodzić teraz na biologię?, skąd u krów gaz? nie było końca. Ale to już temat innego opowiadania. Do miłego...
Plotkara - 08.07.2011 r.
PS. Zamykajcie na noc okna, bo nigdy nie wiadomo, co w trawie tak ciężko oddycha...
|