Cyrk, czy (lub) teatr (przy stoliku)
Paręnaście miesięcy trzeba czekać było na ponowne uaktywnienie się naszej Plotkary. Poniżej przedstawiamy jej *jeszcze gorący* tekst. Ponieważ nie wszyscy mogą wiedzieć *ale o co chodzi?* - wyjaśniamy. Podobno wczoraj w restauracji *Marysieńka* odbył się spektakl *Teatru przy stoliku*, który w planie OKiAL zapisany był jako impreza z okazji Dnia Kobiet. Tyle, że na spektaklu były wyłącznie zaproszone panie (elita?!) i na spektakl można było się dostać jedynie po okazaniu zaproszenia. Podobno były to panie z Klubu Kobiet Aktywnych. Sprawę spróbujemy wyjasnić juz jutro dokładniej, a dziś tekst naszej Plotkary.
"Nie teatr tylko cyrk niech sobie zaproszą..." - Ostre określenie młodej kobiety pod tekstem innej zacietrzewionej i zdegustowanej na znanym portalu. Tej, której ciężko jest dopić czarę goryczy zagryzając garścią dziegciu. Żal? Wściekłość? Poczucie niesprawiedliwości? Można by było rzec - ŻYCIE! Był czas przywyknąć! Mleko się wylało...
Bezradność jest czymś, co sprawia, że mieszkamy w takim dziwnym mieście, że otaczają nas zniechęceni, zasmuceni i zniesmaczeni ludzie. |
|
Ale do sedna:
podobno impreza dla kobiet w "Mańce", podobno zaproszony teatr, podobno wejściówki tylko za zaproszeniami dla wybranych, podobno za publiczną kasę. Wszystko ok?!
Na pewno extra impreza, fajna sztuka, super żarcie i zabawa. Na pewno kobitki zasłużyły sobie na taką uroczystość, bo dlaczego nie?! Więc, o co zamieszanie? A o to moi mili, że bawiono się za naszą kasę - i to w tajemnicy - "żeby nie było afery"!
A tu proszę. Wystarczyłoby trochę otwartości i chęci wspólnoty. Przy tym samym nakładzie finansowym można by było zrobić imprezę otwartą dla wszystkich kobiet! Ale rozumiemy, że elita nie chce się bratać z plebsem balując za nasze podatki. To już chyba się tak utarło, że projekty skierowane do wszystkich mieszkańców trzeba organizować własnymi siłami, a zakrapiane i rozrywkowe balety elity są sponsorowane ze środków publicznych.
Od jakiegoś czasu obserwuję mniejsze i większe imprezy w naszym mieście i takie wnioski: prywatne inicjatywy dla wszystkich mieszkańców, łączące pokolenia i integrujące są bez pomocy finansowej i wsparcia Włodarzy, a wręcz - śmiem rzec - że przy nieukrywanej niechęci i dezaprobacie!
|
Jeśli organizowany jest projekt dla wybranej grupy z zastrzeżeniem wyłączenia z niego przeciwników wyborczych i poglądowych - to finansowany jest ze środków publicznych. Niestety Ameryki tym stwierdzeniem nie odkryłam! Ale tak - jestem zbulwersowana! Nie tylko ja! Tylko niewiele osób o tym mówi, lub pisze! Pewnie jest to kolejna "aferka", która przebrzmi echem za chwilę. Cóż - podejrzewam, że kilka takich wyskoków zupełnie podetnie skrzydła tym, którzy chcą coś robić społecznie dla Bisztyniaków.
Siedźcie sobie w ciepłych fotelach, przymykajcie oczy na przekręty, narzekajcie na niesprawiedliwość, bo lepiej się nie wychylać.A ja? Cóż - chętnie bym obejrzała spektakl i posiedziałabym w Marysieńce w damskim towarzystwie. Niestety jako plebs nie zostałam zaproszona. A ty?
Z poważaniem.
Plotkara
Nie mogę oprzeć się przed napisaniem kilku zdań. Jest w języku niemieckim słowo *Gemeinde*. Najczęściej tłumaczone jest na język polski jako *gmina*. To prawidłowe tłumaczenie, ale nie jedyne. *Gemeinde* oznacza nie tylko gminę, ale przede wszystkim *wspólnotę* i *społeczność*. Polskie słowo *gmina* pochodzi od tego *Gemeinde*. Niestety, w Bisztynku już dawno zatraciło swoje pierwotne znaczenie. Choćby za sprawą opisanej przez Plotkarę zamkniętej imprezy.
Jeśli współorganizowały ją panie z KKA i postanowiły, że impreza ma mieć zamkniętą formę to - przy całym szacunku dla Waszej aktywności - właśnie strzeliłyście sobie w stopę. Chyba, że odbyła się za Waszą prywatną kasę, bo można przecież w lokalu organizować sobie prywatne imprezy. Andrzej Grabowski
|
|