W Sułowie, jedyną pasiekę we wsi prowadzi kobieta. To sołtys tej wsi, Bożena Dąbrowska. - W naszym powiecie nie znam innej kobiety-pszczelarza. Spotykam je na spotkaniach związku w Reszlu, ale to jednak pasja głównie mężczyzn. Kobiety najczęściej chętnie pomagają dopiero przy kręceniu miodu, tak jak żona mego kolegi pszczelarza - śmieje się pszczelarka.
Pszczelarka z konieczności
Bożena Dąbrowska mieszka z rodziną w Sułowie nad rzeką Pisą C, która przepoławia jej podwórze. Obie części łączy niewielki mostek. Na prawym brzegu jest dom, na lewym budynki gospodarskie i kolorowa pasieka. Jest w niej 26 rodzin pszczelich. Uli jest więcej. Gdy pszczoły się wyroją będą miały nowe mieszkania.
To, że ktoś zajmuje się tu pszczelarstwem widać nie tylko na lewym brzegu. Przy domu stoi nowy przenośny ul a przy nim charakterystyczny podkurzacz inaczej zwany dymnicą. W korytarzu do mieszkania leży stos ramek z woskowymi plastrami.
Bożena Dąbrowska jest sołtyską Sułowa, bardzo zaangażowaną społecznie. Ma zajęć co niemiara. Jak więc znajduje czas na pszczelarską pasję?
- Najpierw to wcale nie była pasja. Zostałam pszczelarką z konieczności - odpowiada.
Zadbaj o pszczoły, gdy mnie już nie będzie
- Pszczoły były pasją a nawet miłością mego zmarłego już teścia Leona. Gdy już był na tyle chory, że sam nie mógł pracować przy ulach, siedział przed domem na ławeczce i dyrygował pracami w pasiece. Mówił nam, co należy zrobić i pilnował tego. Przed śmiercią powiedział do mego męża, że jak już go nie będzie to on ma zaopiekować się pszczołami. Tak więc pasiekę otrzymaliśmy poprzez swego rodzaju testament - opowiada Bożena Dąbrowska.
- Wyszło jednak tak, że to ja muszę zadbać o pasiekę. Mąż ma zbyt dużo innych zajęć na naszym gospodarstwie rolnym. Oczywiście pomaga mi przy naprawach uli, ich remontach, malowaniu, ale doglądaniem pszczół zajmuję się sama.
Przy komputerze w pokoju, gdzie rozmawiamy siedzi najmłodszy syn pani Bożeny. Pytam, czy pomaga mamie w pasiece. Przecząco kiwa głową.
- Pomaga mi starszy, ale najpierw ubiera się jak kosmonauta - śmieje się pszczelarka.
Dwa miesiące na naukę
- Ule z ogrodu dziadka przenosiliśmy w lutym 2011 r. Trzeba było to robić bardzo ostrożnie, aby nie wstrząsnąć ulem i żeby pszczoły nie pospadały z ramek. Nosiliśmy je na specjalnie zbudowanej lektyce. Do pierwszych oblotów pszczół miałam około 2 miesiące i w tym czasie musiałam nauczyć się podstaw pszczelarstwa, aby rojów nie zmarnować i im nie zaszkodzić. A nie wiedziałam o pszczelarstwie nic.
- Wcześniej chodziłam czasem do dziadka Leona pomagać mu przy pracy w pasiece. Nie interesowało mnie to jednak i nie bardzo wiedziałam, co robił i po co. Czasem odsklepiałam ramki, czasem liczyłam do ośmiu, bo teść kazał akurat tyle ramek z czerwiem umieszczać w ulu. Dlaczego akurat osiem? Wtedy nie pytałam. Teraz oczywiście już wiem, że do takiego typu ula trzeb akurat osiem włożyć.
- W czasie tych dwóch miesięcy uczyłam się głównie korzystając z Internetu. Pytałam też doświadczonych pszczelarzy. Nadal zadaję ich wiele. Przez Internet poznałam pszczelarza z Kwidzyna, którego do tej pory męczę pytaniami a on mi cierpliwie odpowiada.
Mam świra na punkcie roślin miododajnych
- Wiedza zdobyta przez Internet nie wystarczała i dlatego skończyłam dwa kursy pszczelarskie zorganizowane przez Wojewódzki Związek Pszczelarski. Mogę pochwalić się certyfikatami. Mam o tyle ułatwione zadanie, że jestem technikiem-ogrodnikiem więc znam przynajmniej rośliny miododajne. Mam na ich punkcie niezłego świra - śmieje się Bożena Dąbrowska.
- Kiedyś sąsiadka pokazała mi chwasty mówić "zobacz co mi tu za badziewie wyrosło". Okazało się, że to nie żadne "badziewie" tylko roślina dobra dla pszczół. Sadzę te rośliny "metodą na kreta" podpowiedzianą przez kolegę z Kwidzyna. Ta metoda to sadzenie przegorzanu kulistego, nostrzyka białego, śnieguliczki, mikołajka kolczastego, albo akacji w kretowiskach. Jak tylko zobaczę miododajną roślinę to przesadzam. W tej chwili już na wszystkie rośliny patrzę pod kątem tego, czy są dobre dla pszczół.
Użądleń się nie boję. A pan?
- Nie boję się użądleń, choć nie należą do przyjemności. Przy ulach pracuję w rękawiczkach, bo nie lubię jak pszczoły po mnie łażą. Przechodzą mnie jakieś ciarki - śmieje się pszczelarka.
- A pan nie jest uczulony, nie boi się pan?
Gdy zaprzeczam dostaję kapelusz ze specjalną siatką ochraniającą twarz. - Mówiłam, że czarnym do przodu - poprawia mój ubiór p. Bożena. Siatka ochronna okrywająca twarz i szyję jest rzeczywiście czarno-biała i ze zdziwieniem stwierdzam, że przez część białą niewiele widać. Przez czarną wszystko. Idziemy do pasieki. Jest akurat pochmurno. - Pszczoły będą złe - ostrzega pszczelarka.
Niezadowolone pszczoły
Wyposażona w podkurzacz i kawałek metalowego płaskownika, czyli dłuto pasieczne, zdejmuje daszek i nadstawę z ula. - Jest ciężka, więc pszczółki już dużo miodu zrobiły - cieszy się pszczelarka. Z wnętrza wylatują setki owadów. Po chwili dokoła mej głowy lata ich cała chmura.
Pszczelarka odymia ul i wyciąga jedną z ramek z węzą, czyli woskowym plastrem. Na powierzchni siedzą tysiące pszczół. - Dawno tu nie zaglądałam i pszczoły zbudowały niepotrzebne narośla. Muszę to wszystko usunąć - mówi p. Bożena i przystępuje do pracy.
Pszczoły wyraźnie nie są zadowolone. Mimo odymiania dokoła nas lata ich coraz więcej.
- Dziś wszystkiego nie zrobię. Już mnie jedna użądliła w rękę. Nie chcę ich denerwować i nadmiernie oziębiać ula. Pracę wykonam wtedy, gdy będzie słonecznie i ciepło. Wówczas owady są spokojniejsze - mówi pszczelarka, która nie okazała nawet najmniejszym grymasem, że została użądlona.
Pszczoła na szyi
Pod siatkę mego kapelusza dostaje się jedna z pszczół. Wyraźnie czuję jak wędruje po mojej szyi. Odwaga gdzieś prysła, ale pouczony wcześniej przez pszczelarkę nie wymachuję rękoma, wbrew naturalnemu odruchowi. Po wyjściu z pasieki zdejmuję kapelusz a pszczoła, nie czyniąc mi żadnej szkody, odlatuje.
- Podziwiam pana. Zachował pan spokój. To nie jest łatwe dla kogoś, kto nie zajmuje się pszczołami - chwali mnie p. Bożena. Moje serce powoli wraca do spokojniejszego rytmu.
Zapraszam na miód
- Produkuję miód bez dokarmiania pszczół syropem. Wiem, że wielu pszczelarzy robi inaczej. W moim jest 100 % miodu. Dlatego chyba przyjeżdżają już do mnie ludzie z całej Polski. Spróbowali i bardzo im smakuje.
Zapraszam na miód do Sułowa. Mam nadzieję, że będzie go w tym roku dużo. Na szczęście w sąsiedztwie rolnicy szanują pszczoły i nie opryskują rzepaku w pobliżu pasiek. Nie wszędzie jednak jest tak dobrze. Moi znajomi mają pasiekę w Sątopach. Rolnicy dokoła opryskują tam swe uprawy nie patrząc na pszczoły, no i je trują. Tak nie wolno robić!
Andrzej Grabowski - 05.06.2013 r.
|