Niezłego strachu najadły się dziś pracownice ośrodka kultury w Bisztynku, gdy dojrzały węża wylegującego się na chodniku z kostki brukowej pod ich miejscem pracy. Ich strach miał jednak zbyt wielkie oczy.
Na poczatekek dygresyjka. Gdy facet mówi, iż zrobi dla kobiety wszystko to oznacza jedynie, że uratuje ją z pożaru, będzie walczył ze smokiem, wyciągnie tonącą z wody a nie, że wyniesie śmieci lub sprzątnie skarpetki ze środka sypialni, czy też umyje okna.
Okazja do heroicznego czynu trafiła mi się dziś, gdy w słuchawce telefonu usłyszałem: "Panie Andrzeju! Ratunku! Żmija do nas przypełzła i leży pod drzwiami!" Usłyszałem jeszcze, że jest szara i długa. Popędziłem ratować żeńską załogę ośrodka kultury w Bisztynku, bo tam jadowity i przerażający gad się pojawił.
Miał się beztrosko wylegiwać pod drzwiami kotłowni. Tam go nie było. Okazało się, że przepełzł w cień, pod krzewinkę jakąś. Leżał spokojnie zwinięty w spiralę. Wykonałem mu kilka zdjęć portretowych i planów ogólnych. Następnie poszedłem uspokoić rozemocjonowanie panie.
Popełniłem taktyczny a może nawet i strategiczny błąd informując je, że to nie żmija jeno zaskroniec. Niegroźny bo niejadowity. Straciłem w ten sposób możliwość uzyskania jakichkolwiek dowodów wdzięczności związanych z ewentualnym, bohaterskim usunięciem gada z terytorium kultury.
Na miejscu panie przepełnione przerażeniem poinformowały, że o sprawie wie już Urząd Miejski i ma znaleźć specjalistę do usuwania gada. Zamierzały wezwać straż pożarną. Może nawet wojsko.
Żądały aby gad sobie poszedł, bo - nie daj Boże - wejdzie do samochodu.
- Boimy się wychodzić na podwórze - mówiły. Nie pomagały tłumaczenia, że skoro przypełzł ten zaskroniec to odpełznie. Że na kostkę brukową się położył, bo zimnokrwisty jest i chciał się rozgrzać na ciepłym betonie.
W związku z kategorycznym żądaniem przepędzenia węża powróciłem na miejsce jego leżakowania. Dotknięty kijem od szczotki zasyczał i błyskawicznie wpełzł na skarpę i schował się w krzakach. Dokładniej rzecz ujmując straciliśmy go z oczu więc może odpełzł daleko.
Zapewniłem panie, że jak się po raz wtóry pojawi to go pochwycę i przeniosę na łąkę jakąś lub nawet do lasu.
Do momentu publikacji tego felietonu sygnału o konieczności ponownej interwencji nie otrzymałem.
Skontaktowałem się jeszcze z nadleśniczym Zygmuntem Zbigniewem Pampuchem pytając czym dobrze postąpił. Okazało się, że tak.
- Zaskrońce i żmije zygzakowate są zwierzętami chronionymi. Nie wolno ich zabijać pod groźbą kary. To są gady unikające ludzi. Może się zdarzyć, że podniosą głowę i będą syczeć, ale po chwili uciekną - informował nadleśniczy.
A co robić jeśli na podwórzu pojawi się żmija zygzakowata, czyli jedyny jadowity gad w naszym kraju?
- Ubrać wysokie buty, na przykład gumowce. Wziąć kij, za pomocą którego należy podnieść żmiję i przenieść w inne miejsce. W przypadku ukąszenia trzeba zgłosić się do lekarza. To są pożyteczne zwierzęta, których przede wszystkim nie należy się bać - poinformował nadleśniczy Pampuch.
Jak rozpoznać, że to zaskroniec a nie żmija zygzakowata?
Po żółtawych plamach "za skroniami". Stąd zresztą jego polska nazwa.
Plamy te są bardzo wyraźne i pozwalają łatwo rozpoznać ten niejadowity i niegroźny dla człowieka gatunek.Ubarwienie ciała zmienne, zazwyczaj szarozielone lub brązowawe. Białokremowy brzuch pokrywają nieregularne czarne plamy o podobnym do kwadratów kształcie.
Żmija zygzakowata ma grzbiet o zabarwieniu brązowym, srebrzystoszarym, żółtawym, oliwkowozielonym, niebieskoszarym, pomarańczowym, czerwonobrązowym lub miedzianoczerwonym. Na grzbiecie ciemniejszy od barwy podstawowej zygzak, tzw. "wstęga kainowa". No i nie ma plam "za skroniami".
Andrzej Grabowski - 06.07.2017 r.
Materiał znajdziesz także na portalu:
|