Za cel siódmej wycieczki w tegorocznym sezonie obraliśmy Nową Wieś Reszelską. Pojechaliśmy tam jednak nieco okrężną drogą, bo przez Unikowo. Trasa mierzyła nieco ponad 20 kilometrów. W wycieczce wzięło udział 12 rowerzystów.
Na poczatek przeprosiny :-) Czasu brakuje na bieżące pisanie relacji z wycieczek i dlatego ukazują się one ostatnio z kilkudniowym opóźnieniem. Bo to zawsze coś innego trzeba zrobić, bo pilne, bo natychmiast, bo na wczoraj... Stąd owe opóxnienia, za które przepraszam. A teraz słów kilka o wycieczce :-)
Zbierało się na deszcz i burzę, gdy ruszaliśmy z Bisztynka. Grzmiało gdzieś w oddali, ale przekonani byliśmy, że deszcz i burze nas nie dopadną. Nie dlatego, że rozwjaliśmy znaczną prędkość, tylko dlatego, że tak miało być. Przekonanie było słuszne, choć czasem wiało juz mocno i zimno ale żadna kropla deszczu nikogo nie zmoczyła.
Wśród 12 osób biorących udział w tej wycieczce był jeden chłopka, który pojechał w naszej grupie po raz pierwszy. Cieszy nas, że pieć osób to ludzie młodzi i bardzo młodzi. Przy okazji wizyty w Unikowie dowiedzieli się do czego służyły kuny (kajdany) tkwiące do dziś w murach kościoła w tej wsi.
Z radością skonstatowaliśmy, że do Unikowa, przez las jedzie się prawie cały czas z górki. Do tej pory tą trasę pokonywaliśmy już kilka razy, ale w drugą stronę.
Potem było trudniej, bo jak się jedzie z górki to gdzieś pod górkę tez musi być. Pierwsza to ta zaraz za Unikowem w kierunku Sątop. Dała się we znaki co niektórym :-) W Sątopach i Sątopach-Samulewie stanęliśmy na bardzo krótko. A potem dojazd do Nowej Wsi Reszelskiej. Droga z płyt betonowych i kilkusetmetrowy odcinek pokryty nieubitym tłuczniem. Bezpośrednio przed tym tłuczniem spotkaliśmy pana Zenka z Bisztynka, znanego z podróży rowerkiem. Nawet on nie zdecydował się na jazdę po tłuczniu.
W Nowej Wsi Reszelskiej zostaliśmy przyjęci po królewsku przez sołtys Jadwigę Kuźlik. Ciasto, napoje, kiełbaski, ognisko, rozmowy, gra w siatkówkę (ci młodsi), wizyta w pasiece to tylko niektóre z punktów tej wuzyty w przyjaznej wsi.
Nie chciało się odjeżdżać, ale trzeba było. Znów kilkaset metrów tłucznia, na który narzekali wszyscy mieszkańcy i rowerzyści a potem spokojnie, przez las do Bisztynka. Już w miasteczku o mało nie doszło do kolizji dwóch rowerzystek, co uchwyciliśmy na ostatnim zdjęciu galerii poniżej. Doświadczone rowerzystki uniknęły jej jednak.
(* - pierwsza liczba to numer wycieczki sezonu 2014, druga to liczba wszystkich wycieczek od początku istnienia tej inicjatywy.)
Andrzej Grabowski - 30.05.2014 r.
|