Aktualności >>> Piękne krajobrazy Pleśnika >>>

 .: Frytownica i rany szarpane

Rowerowa gmina Bisztynek. Wycieczka piąta:
ekstremalna jazda, rany szarpane i... frytownica elektryczna.

Na piątą wycieczkę z cyklu *Rowerowa gmina Bisztynek* wybrało się 24. miłośniczek i miłośników takich eskapad. Tym razem, trasa została jedynie *zarysowana* a ostateczny jej przebieg zależał od woli samych uczestników. Ta wola sprawiła, że przejechaliśmy ponad 34 kilometry odwiedzając miejsca, w których nikt z uczestników jeszcze nie był. W tekście także: o ekstremalnych momentach, pozostawianiu pod prądem urządzeń elektrycznych i ranach szarpanych.



Plan był tylko zarysem
Zarys planu wycieczki piątek w ramach pomysłu "Rowerowa gmina Bisztynek" mówił o 23 kilometrach. Ostatecznie "wyszło" ponad 34 km. Dla kilkorga nawet więcej, bo ponad 40.

Frytki... i goni nas Gośka
Wyjechaliśmy spokojnie i prawie planowo gdzieś około godziny 15:15. Po kilku minutach okazało się, że w domu naszych uczestników... pieką się frytki w elektrycznej frytownicy. Mimo, ze nastawiła je żona, do Bisztynka wrócił mąż, aby ratować mienie. Po powrocie powiedział, że nie sprawdzał jak fryki wyglądają. Ciekawi nas, do tej pory, czy nadawały się do konsumpcji, czy też stanowiły jedynie biodegradowalny odpad komunalny.

Gdy byliśmy przy Łędławkach zadzwoniła Gośka. Chciała się zorientować dokąd jedziemy, gdzie jesteśmy aktualnie a gdy uzyskała odpowiedź postanowiła nas gonić. Udało się jej. Gdy się już jej udało (bo poczekaliśmy) spadł jej łańcuch. Znaczy - z zębatek roweru spadł ten łańcuch. Wykwalifikowani serwisanci z naszej ekipy naprawili tę awarię.

Kościół wzbudzający zachwyt
W Grzędzie zwiedziliśmy kościół parafialny, bo Marlena to "załatwiła" z ks. proboszczem Wojciechem. Wnętrze wzbudziło niekłamany zachwyt. W niewielu przecież świątyniach mamy do czynienia z całkowicie oryginalnym wystrojem i malowaniem ścian oraz sklepienia. Najmłodszym pokazaliśmy jak naprawdę wyglądał św. Mikołaj, którego obraz jest głównym elementem ołtarza głównego w kościele w Grzędzie.

Zdecydowane decyzje...
Na parkingu przed plebanią podejmowaliśmy decyzję dokąd jechać dalej a serwisanci uzupełniali wiatr w oponach tych, co chcieli powietrza. Tym razem, pompek rowerowo-samochodowych było wiele. (Mniej zorientowanych informujemy, że było wcześniej tak, że nie wzięliśmy żadnej.). Jeszcze w Grzędzie wywrotkę zaliczyła Patrycja - jedna z najmłodszych rowerzystek. Nic się jej nie stało a uśmiech nie schodził z jej buzi do końca wycieczki. A był to jej pierwszy raz i od razu 34 kilometry!!!. Zdecydowanie Józefy sprawiło, że "postanowiliśmy" pojechać do Pleśna, gdzie młodsi i starsi mogli się pobujać na huśtawkach a następnie Pleśnika skąd podziwialiśmy widoki na rezerwat "Polder Sątopy-Samulewo". Kilkoro nie chciało tego robić z daleka. Wcięło ich, na dobre kilkanaście minut nad brzegami rozlewiskiem. Elżbietę użarł olbrzymich rozmiarów szczupak. W nogę. Prawdę mówiąc, przejechała nogą po zębatkach roweru, bo dojazd do brzegu wymagał rowerów górskich. Mówiła, że nie bolało.

Eksremalne plenery i rany szarpane
Zdecydowany głos Józefy sprawił, po raz kolejny, że udaliśmy się dalej do Tolnik Małych w gminie Reszel. Józefa twierdziła, że już tamtędy jechała. Dopiero w Troksach okazało się, że jechała, ale pierwszy raz.

Ten pomysł był jednak znakomity. Plenery równie znakomite. Trasa ekstremalna. Długie i strome zjazdy na których "glebę zaliczył" m.in. piszący te słowa - bez obrażeń cielesnych za to z psychologicznymi. Droga ta to trasa szutrowo-piaskowo-kamienisto-tłuczniowo-błotnista. Polała się tam krew. Z kolana Małgośki. Ranę szarpaną sama sobie opatrzyła, bo to wyjątkowo dobrze pzygotowana do wycieczek rowerzystka jest. Miała ze sobą, niezbędne do ratowania zdrowia opatrunki.

Trasa między Pleśnikiem a Troksami przez Tolniki Małe warta jest polecenia, choć mieliśmy tam wrażenie, że wjechaliśmy na kompletne odludzie. Ludzkość, w postaci spacerowiczek, objawiła się nam ponownie, dopiero przed Troksami. Spacerowiczki rozwiały nasze wątpliwości, czy aby jedziemy w dobrym kierunku.

A miało być z górki...
W Troks do Sątop droga jest łatwa i asfaltowa. Głównie pod górę. Peleton się nieco, przez te górki porwał, tak jak między Tolnikami a Troksami. Czekaliśmy jednak solidarnie na tych jadących wolniej i ostrożniej. W Sątopach opanowaliśmy sklep, bo w Troksach był zamknięty - jak ustaliliśmy w ramach śledztwa - z powodu chrzcin na których był jego właściciel.

Obiecałem w Sątopach, że do Nowej Wsi Reszelskiej jest już tylko z górki ale zapomniałem, że wtedy, gdy jedzie się z NWR do Sątop. Moją obietnicę wypominano mi potem aż do nasypu pokolejowego z Łędławek do Bisztynka :-)

W Nowej Wsi Reszelskiej trwał właśnie mecz w piłkę siatkową. Plażową. Jak w każdą niedzielę po południu w tej wsi. Grała Nowa Wieś Reszelska na Nową Wieś Reszelską. Zdaje się, że Wschód na Zachód. Zaproponowano nam współzawodnictwo siatkarskie, ale - niech im będzie - wymiękliśmy (wszyscy oprócz chętnej do gry, rannej Gośki), bo w nogach mieliśmy już 30 kilometrów. Rozniesiemy "Rosenschön Volleyball Team" w innym terminie.

Pojechaliśmy dalej, pod górę w kierunku Bisztynka. Sylwia wciąż przypominała, że "z górki miało być". No cóż. Z górki było dopiero wtedy, gdy zjechaliśmy z wiaduktu pokolejowego w Łędławkach.

Są u nas turyści...
Tam spotkaliśmy rodzinkę z dalekiej części kraju naszego, która akurat spacerowała a odpoczywa w głuszy, ciszy i spokoju gminy naszej. Turysta, stanowiący głowę tej rodzinki (chyba) wykonał nam zdjęcie, na którym wreszcie uchwycił wszystkich uczestników (wcześniej zawsze kogoś nie było) wycieczki piątej. Kilka kilometrów dawnym nasypem kolejowym nie wymaga już opisywania, bo to znana trasa rowerowa jest.

Podziw i szacunek...
W wycieczce, po raz pierwszy, wzięła udział Patrycja (małoletnia, pod opieką Stanisława, czyli jej wujka). Zwyczajnym składakiem przejechała, z uśmiechem na buzi, 34 kilometry, tak jak Kuba (też małoletni), który podróżował BMX-em i też dał radę. W Sątopach dołączyły o nas jeszcze dwie małoletnie panie, które - co prawda - nie zaliczyły całej trasy - ale równie dzielnie pokonały, co najmniej 20 kilometrów. Podziwiamy i szanujemy Wasze samozaparcie, wytrzymałość, energię i uśmiech. Równy podziw wyrażamy małżeńswu, które roboczo nazwaliśmy "bankowym":)

Zarys planu...
Kolejna wycieczka pojedzie najpewniej nad jezioro Luterskie. A jaką trasą? Na pewno nie najkrótszą :-)





Andrzej Grabowski - 8.07.2013 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2013