Rowerowa gmina Bisztynek. Wycieczka szósta: po lądzie i wodzie oraz w kajadanach
Na szóstą wycieczkę z cyklu *Rowerowa gmina Bisztynek* wybrało się 15. miłośniczek i miłośników takich eskapad. Tym razem mieliśmy okazję jeździć nie tylko po lądzie ale też po wodzie, po jeziorze Luterskim. Wodnym odpowiednikiem bicykla. W tekście też o zniewalaniu kobiet kajdanami i o tym jakich informacji chce od nas licznik rowerowy.
Plany wycieczki zakładały przerwę na kąpiel w jeziorze Luterskim dokąd szybko dojechaliśmy po zakupieniu w Bisztynku kilku kilogramów kiełbasy. Kiełbasa okazała się niezbędna, bo mogliśmy skorzystać z zaproszenia na przywodną działkę rekreacyjną w Lutrach, będącą w dyspozycji państwa Machnaczów i ich córki Pauliny - najmłodszej uczestniczki tej wycieczki - która oczywiście wykąpała się pierwsza.
Na działce był ruszt, ogień, łódka i rower wodny, którym chętni pokonali kilka kilometrów po powierzchni malowniczej zatoki jeziora Luterskiego. Przerwa miała być - w założeniach - krótka, ale czas mijał szybko i dlatego wyjechaliśmy z Lutr około 18:00 dopiero, w kierunku Wysokiej Dąbrowy.
Trasa do tej małej wsi nie należy do łatwych. Trudy ostatniego, wyczerpującego podjazdu rekompensowały jednak przepiękne krajobrazu o których Wioleta mówiła, że należy za nie dziękować lodowcowi. Dzięki dobrej przejrzystości powietrza można było zobaczyć siłownie wiatrowe w gminie Korsze i okolice Reszla.
Potem już było z góry. Do Unikowa jedzie się z Wysoskiej Dąbrowy bez kręcenia pedałami i można rozwinąć prędkość przekraczająca ograniczenia do 40km/h występujące na tej drodze.
W Unikowie panie interesowały się jakoś szczególnie narzędziem tortur zwanym kunami. Kuny, czyli metalowe kajdany na szyję drobnych naruszycieli prawa świeckiego i kościelnego, tkwią przy wejściu do kruchty kościoła w Unikowie. Facecia jakoś ochoty nie mieli na pozbawienie ich wolności. Panie - i owszem. Widok zniewolonych kolejno niewiast doprowadził żonatych facetów do konstatacji, że przy domach ich rodzinnych lub wewnątrz też by się takie kajdany przydały. Przyczyn tych słusznych - skąd inąd - wniosków nie będzimy się nadmiernie doszukiwali.
Zwiedziliśmy kościół pw. Jana Chrzciciela w Unikowie. Jeden z najpiękniejszych w okolicy. Z odnowionym wnętrzem, ale i zachowanymi zabytkami. Na prośbę pani "od Moskalików", która otworzyła nam kościół publikujemy tłumaczenie tajemniczego napisu (- Dopiero ten napis zauważyłam - mowiła nam pani "odźwierna"). Napis pod chórem to: Deo et in terra pax hominibus bonae voluntatis. Napis ten głosi: Bogu a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
Niestety zatarty został początkowy fragment łacińskiego napisu. W całości powienien on brzmieć: Gloria in excelsis Deo et in terra pax hominibus bonae voluntatis, czyli: Chwała na wysokości Bogu a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
Do Bisztynka wracaliśmy szutrową drogą, cześciowo przez las. Polecamy tę trasę na krótsze jazdy rowerami i przebieżki, albo nordic walking. Od skrzyzowania lesnych dróg cały nasz peleton (mimo sprzeciwów) prowadziła najmłodsza uczestniczka, czyli Paulina. Dzięki temu do miasteczka wjechaliśmy zwartą grupą :-)
P.S. Człowiek uczy się jednak całe życie. Po co, na ten przykład, jest elektronicznemu licznikowi rowerowemu "wiedza" o wieku i wadze jego użytkownika? Cezary, który rycersko montował takie urządzenie w rowerze Małgośki (bo się na tym zna) mówił, że to do przeliczania kalorii. Nie wiemy, co Małgośka odpowiadała Cezaremu na te bardzo intymne dla kobiet pytania. Faktem jest, że licznik po montażu działał.