Jeden z internautów wskazał nam niezwykle ciekawą książkę autorostwa Albina Siwaka "Historie niewiarygodnie prawdziwe. Z zakątka Warmii". Jej akcja, a raczej zbiór opwieści, toczy się w powojennej Warmii w okolicach Lutr, Bisztynka, Reszla, Biskupca, Księżna, Prosit, Sątop i okolicznych miejscowości. Albin Siwak mieszkał po II wojnie światowej, jako kilkunastolatek w Lutrach, a później prowadził gospodarstwo rolne w Księżnie. Dziś chcemy Wam przytoczyć jedną z opowieści dotyczących Bisztynka i... rozprawić się z nią oraz poprosić Was o pomoc w rozwikłaniu kilku wątpliwości.
Na stronie 108 wydania, którym dysponujemy, dzięki uprzejmości Marzeny Magdziarz z biblioteki Szkoły Podstawowej w Bisztynku, czytamy: "Gospodarstwo moje było położone siedem kilometrów od Lutrów, we wsi Księżno. (...) Ja miałem bardzo dużo kur i jajek, a sąsiedzi, państwo Senderowie, zabili cielaka i chcieli sprzedać to mięso. Wybraliśmy sie moim wozem na targ w Bisztynku.
Targowisko było otoczone spalonymi podczas wojny domami. Były to mury grube tzw. pruskie i liczyły cztery kodygnacje. Targ był tego dnia ogromny. Ludzi zjechało się kilkuset z okolic, tak, że trudno było przejść przez rynek.
Tego dnia w moją klacz wstąpił zły duch. Całą drogę nie chciała iść do przodu i skręcała na boki. A na rynku trzeba było ją trzymać za uzdę, bo się wyrywała do przodu. Ta bardzo łagodna kobyła tego dnia w ogóle nie była podobna do siebie i państwo Senderowie nie mogli się nadziwić, co jej się stało.
Sprzedałem kilka koszy jaj bez liczenia, kupił je piekarz z Bisztynka. Senderowie też kończyli sprzedaż mięsa. Dzień był bardzo wietrzny, gnał chmury po niebie i gdy spojrzałem na najbliższy mur, to wydawało mi się, że on się chwieje. Zlekceważyłem ten fakt.
Moja klacz parsknęła głośno i wspięła się na tylne nogi, wyrywając się z rąk Senderowi. Szarpnęła tak szybko, że my oboje siedzący przewróciliśmy się na wóz. Sender złapał za wóz i to go ocaliło.
Tuż za nami zrobił się huk i wstrząs. To ten ogromny mur runął na ludzi i zwierzęta. Za kilka minut krew płynęła obydwoma rynsztokami, ponieważ rynek był pochyły. Przybyli księża z pobliskiego kościoła, ale ci, co byli pod murem, już nie żyli.Więc ostatnie namaszczenia nie były potrzebne, a wydobycie ciał okazało się nie takie proste. Kilkadziesiąt osób, którzy byli poza obrębem muru miało połamane nogi, bo cegły z wielką siłą lecialy dalej niż padł mur.
Nigdy nie podano dokładnej liczby zabitych. Sprawę tę ukrywano, gdyż karygodne było urządzanie targowiska, gdy naokoło stały spalone niczym nie związane mury. Ludzie jednak skrupulatnie policzyli pogrzeby i mówili, że zginęło 118 osób. Ja i Senderowie mogliśmy zawdzięczać intuicji zwierzęcia że ocaleliśmy. Przez wiele tygodni ta tragedia była na ustach okolicznej ludności." (Podkreślenia - redakcja)
Oczywiście nie mamy zamiaru kwestionować samej tragedii. Albin Siwak napisał wszak, że był jej naocznym świadkiem. Kilka jednak faktów z pewnością się "nie zgadza". Otóż ten opisywany mur nie mógł mieć wysokości "czterech kondygnacji". Wszystko wskazuje na to, że targ odbywał się wówczas (prawdopodobnie pierwsza połowa lat 50-tych) przy dzisiejszym placu Buczka, czyli tu, gdzie dziś znajdują się wiaty przystankowe dla oczekujących na autobusy. Przed wojną plac ten nazywał się Neuer Markt, czyli Nowy Rynek. Albin Siwak pisze, że "rynek był pochyły" i to miejsce takie właśnie jest.
Archiwalne zdjęcia, którymi dysponujemy pokazują, że budynki przy tym placu miały, co najwyżej, dwie kondygnacje (parter i piętro, a czasem jeszcze poddasze).
Wydaje się też nam, że liczby zabitych i rannych, które podaje (już z tzw. trzeciej ręki) są mocno przesadzone. Takie rozmiary tragedii (118 zmarłych i kilkadziesiąt osób z połamanymi kończynami) nie zdarzają się nawet przy znacznie większych katasrofach budowlanych.
(Np. zawalenie się 10-piętrowego wieżowca w Gdańsku w 1995 roku spowodowalo śmierć 22 osób i rany u 12 osób, a do zawalenia się budynku doszło o godz. 5.50. Zawalenie się hali targowej w Chorzowie w 2006 r. w której przebywało 700 osób spowodowało śmierć 65 osób i obrażenia 170 osób.)
Jest więć wręcz nieprawdopodobne, by ściana o wysokości dwóch pięter mogła spowodowac śmierć 118 osób. Liczba ta zapewne urosła do swych rozmiarów w wyniku zwyczajnych plotek i tworzenia jednej z tzw. legend miejskich.
Dlaczego Siwak pisze o czterokondygnacyjnych ścianach, wbrew faktom? Był wtedy młodym człowiekiem, w wieku bliskim dwudziestki. Książkę napisał w latach 80-tych XX wieku, a więc po upływie około 30 lat po tragedii. Szczegóły mogły się więc zatrzeć w pamięci. Wielu ludzi odwiedzających po wielu latach np. szkoły w których się uczyli, ze zdziwieniem stwierdza, że "są jakieś takie małe". W naszych wspomnieniach budynki dobrze nam znane są większe, a czasem ogromne. Do czasu, gdy je ponownie odwiedzimy. Pewnie i u autora książki zadziałał ten mechanizm. Wspomnienia przechowały mur olbrzymich rozmiarów podczas gdy, nie był on tak wielki, w rzeczywistości.
Wydaje się nam jednak, że do samej tragedii rzeczywiście doszło. Będziemy poszukiwać materiałów i wspomnień na ten temat. Prosimy jednak o przekazanie nam wszelkich, nawet zasłyszanych opowieści na ten temat. Prosimy przesyłać je na adres: admin@bisztynek24.pl >>> z podaniem źródeł, a więc skąd wiem o tym, kto opowiadał o tragedii? itp.
W polecanej przez nas książce znajdziecie też opis rozprawy sądowej wobec bandyty Łaciaka, która odbyła się w sali gimnazstycznej Szkoły Podstawowej w Bisztynku. Znajdziecie tam także erotyczno-wojenne opowieści o żonie generała niemieckiego, która była właścicielką folwarku Krzewina i jej polskim kierowcy, o grasującej w pobliżu Lutr bandzie "Złotego", mordach i gwałtach dokonywanych przez Rosjan i bandytów polskich, o traktowaniu jeńców wojennych przez Niemców i wiele innych ciekawych wątków. Książkę - jak się zorientowaliśmy - można nabyć przez internet.
Andrzej Grabowski - 18.11.2011 r.
Dodano: 18.11.2011 r. godz. 12.05 Jest już pierwszy odzew na naszą prośbę. Zatelefonowała do nas Jadwiga Kuźlik z Nowej Wsi Reszelskiej. - Mój tato był świadkiem tego zdarzenia - powiedziała nam. - Miał wówczas 12 lat i był na tym rynku. Z tego co mi opowiedział wynika, że zginęła wówczas 18-letnia dziewczyna i nikt więcej, choć były też osoby ranne. Zawalił się na nią fragment muru jednopiętrowej zniszczonej kamienicy. Tak więc informacja o dużej liczbie ofiar jest mocno przeszadzona. Nie zgadza się tez informacja o księżach. Wtedy gdy mialo to miejsce księży jeszcze w Bisztynku nie było. Radzę jednak dokładniej porozmawiać z moim tatą - sugerowala Jadwiga Kuźlik. Oczywiście to zrobimy.
|