Na wieżę kościoła w Bisztynku chciałem wejść, właściwie w jednym celu. Chodziło o powtórne sfotografowanie tablicy upamiętniającej poległych mieszkańców parafii. Poległych w czasie wojny fransusko-pruskiej w 1870 roku.
Tę tablicę sfotografowałem 13 września 2003 roku nie zadając sobie trudu napisania czegoś więcej na jej temat. Aparat, którym wówczas dysponowałem nie był zbyt wysokiej jakości stąd moje powtórne zainteresowanie tym obiektem. Oto ta tablica na zdjęciu z 2003 roku.
Niestety, z tego zdjęcia nie wszystko da się odczytać. Dlaczego nie publikuję aktualnego zdjęcia? Bo tej tablicy w pomieszczeniu w wieży aktualnie nie ma. Została oddana do konserwacji. Będę mógł o niej napisać dopiero po jej powrocie do kościoła.
Na zdjęciu widoczne są nazwiska poległych, ich stopnie wojskowe i daty śmierci. Można zatem przeczytać:
Valentin Poschmann, Unteroffizzier (podoficer - stopień wówczas wyższy od sierżanta), Grenoblle - 18 lub 28 sierpnia 1870,
Herrmann Beÿer, Sergeant in [nieczytelne], 26 sierpnia 1870,
Anton Insterberg, Gefreiter (starszy szeregowy) [nieczytelne], 31 września 1870,
Andreas Klinger, Gefreiter [nieczytelne], 6 stycznia 1871,
Franz Buick, Reservist z Pillau (rezerwista z Pilawy), 24 lutego 1871.
Poniżej łacińskie napisy oznaczające upamiętnienie miejsc śmierci za ojczyznę i "niech spoczywają w pokoju". Niestety nie jestem w stanie, z tego zdjęcia odczytać napisów w górnej części, wewnątrz rysunku wieńca ze wstęgą z krzyżem-odznaczeniem. Na górze jest słowo "Dankbar" oznaczające "wdzięczny", a u dołu napis Bischofstein. Treść prawdopodobnie mówi o tym, że wdzięczne społeczństwo Bisztynka dziękuje bohaterom za walkę w wojnie 1870 roku. Musimy jednak poczekać na powrót tablicy do naszego kościoła, aby zyskać pewność co do treści napisu.
Odręczne pamiątki po parafianach...
Nie ma jednak "tego złego, co by na dobre nie wyszło". Z powodu braku tablicy przyjrzałem się, wraz z towarzyszącym mi kościelnym - panem Andrzejem Aleksandrowiczem - licznym napisom wykonanym w pomieszczeniu na wieży tuż za witrażem, którego poprzednio nie mogłem sfotografować. Napisy są wyryte w cegłach i zwykle są to inicjały. Napisy zawierające imię i nazwisko lub inicjały i datę widoczne są na drewnianych wieszakach na ścianach pomieszczenia oraz na ościeżnicy drzwi prowadzących wyżej - na strop kościoła.
Jest tam mnóstwo napisów "prawie" współczesnych, typu "tu byłem", ale są też napisy pochodzące z lat: 1911, 1914, 1927, 1934 i innych, przedwojennych.
Nad wspomnianymi drzwiami podpisał się choćby August Zimmermann, który dodał też swoją datę urodzenia: 21.8.1911 i datę wykonania napisu: 1.10.1923.
Odczytaliśmy też autografy: Hansa Schauki, Josefa Reimanna - Bisztynek 1934, Ewalda Bieleita, Aldony K. 1986 r. 14 lat, trudne do odczytania imiona i nazwiska, ale datowane np. na 26 czerwca 1914 roku i wreszcie wyrytą w cegle datę - 1825 (?).
Jest też napis (niebieski) z datą 31.12.1943 i słowem "geschrieben", czyli "napisano".
Aby udokumentować wszystkie historyczne już napisy musiłbym spędzić w tym pomieszczeniu kilka godzin a na to dziś czasu nie było.
Przyznam, że oglądając te odręczne autografy nieco się wzruszyłem myśląc o tych, kótrzy je pozostawili. Na pewno nie przypuszczali nawet, że po stu latach ktoś zechce je udokumentowac i sfotografować jako "tajemnicę".
Ślady gotyku...
Pomieszczenie o którym piszę udowadnia znakomicie, że kościół w Bisztynku to budowla gotycka, przebudowana w latach baroku. Na zdjęciach zobaczycie ostrołukowe, dane przejście między chórem a wieżą. Kręte schody prowadzą wyżej, na strop kościoła. Idąc nimi czujemy się jak w obronnym, gotyckim zamku. Takie przejścia charakterystyczne sa bowiem dla gotyckich budowli obronnych a kościół też taką budowlą był.
Już pod konstrukcją dachu, która sama w sobie jest imponująca, zobaczyć można nieotyknowane ściany wieży wykonane z cegły i kamienia z wnękami strzelniczymi i niszami, które po przebudowach straciły swe funcje, bo są teraz wewnątrz.
Kana z Korsz...
Na podłodze stropu dokonaliśmy ciekawego odkrycia. Jest tam metalowa kana, taka jak do mleka. I jest to kana do mleka, ale z czasów niemieckich. Na kanie odczytaliśmy napis: "Bauermilchwerk Korschen", czyli dosłownie: "mleczarnia gospodarska Korsze". Pewnie chodzi tu o zakład w rodzaju istniejących jeszcze dziś spółdzielni mleczarskich. Jak kana z Korsz znalazła się w Bisztynku tego się nie dowiemy.
Miech w organach, anioły, mitra...
Wracając z tej wycieczki na dolne kondygnacje wiezy spojrzeliśmy jeszcze do wnętrza organów. Jest tam stary miech, kótry kiedyś trzeba było napełnić powietrzem, aby mogły organy grać. Są specjalne pedały do pompowania powietrza. Miech jest obecnie dociśnięty ciężarami i złożony, tak, aby napędzająca organy sprężarka nie napełniała go niepotrzebnie.
W pomieszczeniu z odręcznymi napisami trafiliśmy też na elementy wyposażenia kościoła. Są tam dwie podstawy pod jakieś rzeźby z odlanymi w gipsie aniołami trzymającymi tarcze. Być może tarcze herbowe. Jest element prawdopodobnie ołtarza z biskupią mitrą. Nie znamy dawnego przeznaczenia tych elementów, kore są w stosunkowo dobrym stanie. Pokrywa je tylko kurz zbierający się na nich latami.
Aldona! Odezwij sie do nas!
Obiecuję, że na wieżę kościoła jeszcze wrócę. Bardzo bym się też ucieszył (Czytelnicy pewnie również), gdyby udało się ustalić z jakiej to okazji Aldona K. - lat 14 - w roku 1986 była w opisywanym miejscu. Prawdopodobnie towarzyszyła jej wtedy druga 14-latka o inicjałach E.S. Wykonane przez nie napisy są tuż obok siebie. Jeśli jakimś cudem dotrze do nich ta informacja proszę o kontakt! Na kontakt z autorami napisów niemieckich, chyba - niestety - nie mogę już liczyć...
Dodano 6 marca 2013 r. o godz. 20:30 - Aldona się odnalazła. Na Śląsku.
- Napis oczywiście należy do mnie, przyznaję się bez bicia:) - napisała do nas Aldona Haza z d. Kempińska.
- Powiem szczerze, że zupełnie o tym nie pamiętałam i kiedy mama do mnie zadzwoniła a Pan przesłał zdjęcia wróciły te lata, kiedy w naszym kościele i na plebani byłam z koleżankami częstym gościem.
Zawsze było nas tam pełno, pomagałyśmy księdzu i siostrom w różnych czynnościach a na chórze byłyśmy chyba codziennie:) Nie wiem co takiego nam się tam podobało, ale ogólnie ten okres zwiazany był bardzo intensywnie z kościołem, również wyjazdami na rekolekcje.
Nie potrafię sobie tylko przypomnieć w którym to było miejscu dokładnie, ale wydaje mi się, że napewno gdzieś za plecami organisty:) Przyznam, że w sumie miło mi się zrobiło i widzę, ze mimo upływu tych 27 lat mój charakter pisma pozostał niezmieniony, wszędzie mnie znajdą :)
Jestem ogólnie w takim szoku, ze nawet nie bardzo wiem, co napisać:)
W chwili obecnej mieszkam na śląsku w Mikołowie, mam 2 córki, już prawie dorosłe i tak sobie powolutku żyję. W Bisztynku niestety bywam bardzo rzadko ze względu na odległość, ale kiedy jestem zawsze odwiedzam miejsca, gdzie jako dziecko najczęściej bywałam. Obawiam się, że takie moje autografy mogą znajdować się jeszcze gdzieś u góry Bramy Lidzbarskiej. Pamiętam kiedy była tam biblioteka i cieżko nam było wejść po tylu schodach po jakąś ksiażkę :)
To chyba narazie tyle bo cóż jeszcze mogę dodać. Fajnie, ze gdzieś w świecie jeszcze istnieję i tak szybko Pan doszedł do tego czyje to bazgroły :)
Aldona Haza
Andrzej Grabowski - 01.03.2013 r.