Aktualności >>> Będzie remont ul. Kolejowej >>>

 .: Tną lipy przy ul. Kolejowej

Remont ul. Kolejowej zaczyna się od wycięcia drzew

Drzewo wycinane przy ul. Kolejowej w Bisztynku przygniotło przejeżdżający samochód. Na szczęście kierująca i pasażer wyszli z tego bez szwanku. Nikt w tej sprawie nie poczuwa się do winy. Winnych ustali więc policja.

Kilka godzin temu pisaliśmy o wycince drzew przy ul. Kolejowej w Bisztynku >>> pod planowany remont tej ulicy.

Osoby zajmujące się wycinką tak ją prowadziły, że niemal doprowadziły do nieszczęścia. Pień wycinanej lipy spadł na przejeżdżający samochód marki citroen. Do zdarzenia doszło około godz. 13:15. Kierująca samochodem mieszkanka Bartoszyc mówiła nam, że od strony, z której jechała nikt nie kierował ruchem, nie było żadnych znaków o wycince drzew. Potwierdził to jej pasażer pochodzący z woj. kujawsko-pomorskiego.

Oboje podróżujący samochodem dostawczym mogą mówić o wielkim szczęściu. Oboje - co naturalne - byli bardzo zdenerwowani.

Pracujący przy wycince strażacy nie czuli się winni zdarzenia, tym bardziej, że podcięcia pnia nie wokonywali oni. Odcięcia pnia dokonał pracownik gminny.

Pracujący przy wycince wzajemnie obciążali się odpowiedzialnością za zdarzenie. Obwiniali pracowników, którzy mieli kierować ruchem, strażaków, pilarzy itd. Jednym zdaniem: nikt nie czuł się winny zaistniałej sytuacji.

Policjanci przybyli na miejsce będą mieli trudne zadanie do rozwikłania. Jedno jest pewne. Wycinka nie była należycie zabezpieczona i zorganizowana.

Aktualizacja z godz. 15:15
W sprawie pojawiło sie kilka nowych okoliczności. Okazało się, że do zdarzenia doszło przez szereg nieporozumień. Jan Z. który był zajęty wycinką pnia liczył na to, że ruch na drodze jest zatrzymany i wygląda na to, że był rzeczywiście. Do czasu.

W pewnym momencie strażak OSP stojący przy podnośniku, około 15 metrów przed wycinanym pniem, machnął ręką tak, że kierująca samochodem zrozumiała to jako pozwolenie na jazdę. Ruszyła więc. Strażak natomiast po prostu gestykulował porozumiewając się ze swoim kolegą, a przynajmniej tak sie tłumaczył.

Jan Z. zatelefonował do nas. - Oczywiście poczuwam się do odpowiedzialności. To ja wycinałem ten pień, ale droga miała być zamknięta. Przyznam, że jestem zdruzgotany tą sytuacją - mówił pracownik.

Policjanci zbadali trzeźwość pilarza (był trzeźwy) oraz kierującej (trzeźwa). W sprawie prowadzone jest stosowne postępowanie.

Aktualizacja z godz. 18:00.
OD AUTORA:


Dotarło do nas wiele nowych informacji i i opinii w opisywanej sprawie. Na ich podstawie przedstawiamy prawdopodobny przebieg zdarzeń.

Strażacy z OSP w Bisztynku zajmowali się jedynie wycinką koron drzew z podnośnika. Same pnie "kładli" pracownicy urzędu. Ruchem kierowały dwie panie w kamizelkach odblaskowych wspomagane przez kolejnego pracownika urzędu. Pozostali pracownicy zatrudnieni przy wycince zajmowali się jedynie porządkowaniem terenu i pracami poocniczymi (korowanie pnia, rąbanie gałęzi, demontaż ogrodzenia itp.)

W trakcie wykonywania zdjęć do pierwszego materiału o samej wycince, prace przebiegały sprawnie a ruch był wstrzymywany, gdy na drogę mogły polecieć konary lub pień jednego z drzew.

Tuż przed zdarzeniem z udziałem citroena, od strony miasta czyli od ul. Wojska Polskiego na drodze miało nie być nikogo kierującego ruchem - co mówiła nam kierująca i jej pasażer. Stał tam jeden ze strażaków zajętych pracami przy podnośniku. Przypominamy, że strażacy nie zajmowali się kierowaniem ruchem.

W pewnym momencie strażak ten pokazywał coś swemu koledze, gestykulując. Zostało to odebrane przez kierującą jako zgoda na przejazd. W tym samym czasie pilarz kończył ścinanie pnia oddalonego o około 15 metrów za podnośnikiem w kierunku jazdy citroena. Nie mógł zobaczyć, że nadjeżdża samochód, ani tym bardziej go usłyszeć.

Gdy pień zaczął się już przewracać zauważył pojazd. Krzyczał do kierującej, aby dodała gazu, ale już było za późno.

Tak jak pisaliśmy, do wypadku doszło przez szereg nieporozumień. Osoby uczestniczące w nim były przekonane, że wszystko przebiega prawidłowo, pilarz - że ruch jest wstrzymany, kierująca - że ma zgodę na przejazd, strażak - że gestem pokazuje gdzie przemieścić ramię podnośnika będąc przekonanym jednocześnie, że ktoś inny kieruje ruchem.

Moim zdaniem - zabrakło tam osoby, która byłaby w stanie pokierować całością prac. Według niektórych informacji, w tym pisemnych od znanych redakcji osób, tuż przed zdarzeniem pracami kierował... burmistrz Jan Wójcik. Miał on polecić kobietom, które zajmowały się zatrzymywaniem pojazdów, zająć się uprzątaniem gałęzi a pilarzowi zlecił wycięcie pnia. Prawdopodbnie burmistrz nie był zadowolony z tempa prac związnych z wycinką i stąd jego polecenia, które - jak sie okazało - miały opisany wyżej skutek.


Andrzej Grabowski - 07.02.2014 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2014