W Bisztynku, po gradobiciu wciąż pracują skazani z ośrodka w Kikitach i z Aresztu Śledczego w Bartoszycach. Pracują ciężko, wytrwale i sumiennie. Jeden z nich jednak postanowił nie wracać po tej pracy do celi. Próbował pozostać na wolności. Nie udało mu się.
| Wśród skazanych pracujących w Bisztynku i usuwających skutki gradobicia znalazł się Andrzej K. karany za rozboje i przestępstwa przeciwko mieniu. Odsiaduje czteroletni wyrok. Do końca kary pozostało mu półtora roku. 11 lipca postanowił widocznie nieco skrócić sobie odsiadkę, bo około godziny 17.45 oddalił się od grupy skazanych. O tym fakcie dowiedział się sierż szt. Marcin Grzyb z policji kryminalnej w Bartoszycach, który jest także zawodowym ratownikiem medycznym. Miał wtedy dyżur w stacji pogotowaia ratunkowego w Bisztynku.
Poinformował oficera dyżurnego komendy w Bartoszycach, że podejmuje czynności zmierzające do zatrzymania uciekinera. |
Informacje o ucieczce, a potem kolejne, o domniemanym miejscu pobytu uciekiniera policjant-ratownik medyczny otrzymywał od strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej w Bisztynku. Gdy dowiedział się, że skazany może przebywać w okolicach budynku Gimnazjum Publicznego w Bisztynku wsiadł w prywatny samochód i udał się tam. Towarzyszyli mu strażacy. Gdy zauważono zbiega, ten akurat usiłował dostać się do szkolnego budynku. Kopał w jedną z okiennych szyb. 39-letni Andrzej K. podjął jeszcze próbę ucieczki, gdy zobaczył policyjną legitymację sierż. szt. Marcina Grzyba, ale po krótkim pościgu został obezwładniony i zatrzymany, a następnie przekazany policjantom z patrolu.
- Gdy pracuję, jako policjant także udzielam pomocy medycznej ludziom i szkolę policjantów z zasad pierwszej pomocy przedmedycznej, a kiedy jestem ratownikiem zdarza się, że podejmuję interwencje jako policjant - mówił sierż szt. Grzyb.
Próba skrócenia sobie kary przez skazanego Andrzeja K. może zakończyć się jej przedłużenem nawet o 2 kolejne lata.
- Strażnikowi więziennemu, który był ze skazanymi w Bisztynku, nie grożą żadne konsekwecje służowe w tytułu ucieczki skazanego - powiedział nam mjr Adam Marzewsi - specjalista ds. penitencjarnych Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Olsztynie. - Wcześniej podawałem, że w tej sprawie takie mogą go spotkać jeśli zaniedbałby procedury obowiązujące w SW, ale wówczas nie wiedziałem, że był to system pracy skazanych nazywany "systemem bez konwoju". Skazani skierowni do pracy w Bisztynku odbywają karę w systemie półotwartym, a w Bisztynku wykonywali prace bez dozoru strażników więziennych. Byli jedynie pod nadzorem pracowniów urzędu w Bisztynku. Z tych przyczyn funkcjonariusz SW, który był w Bisztynku, nie poniesie żadnych konsekwencji. Skazany, który dopuścił sie tej ucieczki, odbywa karę pozbawienia wolości w Areszcie Śledczym w Bartoszycach - wyjaśnił mjr Marzewski.
Robert Koniuszy; Andrzej Grabowski - 13.07.2012 r.
|