Na pojawiający się problem wszawicy wśród dzieci zwróciła nam uwagę mama jednego z naszych przedszkolaków. Mama dziecka, które przyniosło do domu "to coś" na główce i właśnie poddawane jest zabiegom odwszawiającym.
Wszawica występuje od wieków i rozprzestrzenia się łatwo zwłaszcza w zbiorowościach dzieci uczęszczających do przedszkoli i szkół. Mit o tym, że bierze się "z brudu" już dawno został obalony. Nie mamy tu zamiaru opisywać jak wszy się rozprzestrzeniają i skąd się biorą. Faktem jest, że wystarczy jedno "zarażone" dziecko (lub dorosły) w jakiejś zbiorowości, a wszawica rozprzestrzeni się błyskawicznie. Dzieci bawią się razem, tulą do siebie, a pasożyty są tak niewielkich rozmiarów, że dość trudno zauważyć, że już w główce naszego dziecka się zagnieździły.
Mitem jest też to, że jakaś placówka edukacyjna jest wolna od tego problemu. Pojawia się on we wszystkich placówkach na świecie, a problemu tego nie traktuje się jako wstydliwego, tylko taki z którym trzeba skutecznie walczyć.
Mama z którą rozmawialiśmy nie ma żadnych pretensji do kogokolwiek za to, że jej dziecko zaraziło się wszawicą. - To mogło stać sie w przedszkolu, ale i w każdym innym miejscu kontaktu z innymi dziećmi - mówiła. - Chodzi mi jedynie o to, by uczulić rodziców, że to się zdarzyć może.
Jeszcze 10-15 lat temu, ale i znacznie wcześniej - co niżej podpisany doskonale pamięta - w przedszkolach i szkołach stosowano tzw. kontrolę czystości. Wykonywała ją zwykle higienistka lub pielęgniarka i reakcja na pojawienie się wszawicy była natychmiastowa. Rodzice byli powiadamiania o problemie i mieli obowiązek zająć się tym. Dziś takich kontroli czystości wykonaywać nie wolno bez zgody rodziców.
W 2003 roku rozporządzenie ministra zdrowia zniosło obowiązek wykonywania kontroli czystości. Dużo dalej poszedł Instytut Matki i Dziecka, który wydał "Standardy postępowania pielęgniarek szkolnych". Tam czytamy, że sprawdzanie czystości to pogwałcenie praw dziecka. Na każdą kontrolę czystości trzeba mieć osobną zgodę rodziców. Wiemy, że reakcje na takie prośby są różne: rodzice często się oburzają twierdząc, że ich dziecko wszawicy nie miało, nie ma i mieć nie będzie. To jest błędne rozumowanie.
Wiemy, że wszawica pojawia się cyklicznie i dość często w przedszkolu lub szkole w Bisztynku. - Wiem, że panie z przedszkola reagują na to zjawisko, ale nie mają nad nim kontroli takiej jak kiedyś, za tzw. "moich czasow" - mówiła nam mama. - Stąd mój apel do rodziców dzieci uczęszczających do przedszkola, aby wyrazili zgodę na wykonywanie okresowych kontroli główek swych dzieci lub wykonywali je sami, a gdy już coś stwierdzą, nie posyłali swych pociech do przedszkola aż do zakończenia "leczenia". Inaczej nigdy się tego nie pozbędziemy - dodaje mama.
My jej przyznajemy rację, a rodziców prosimy o wykonywanie takich kontroli i nie uleganie emocjom. Tu winnego nie znajdziecie. Obarczanie winą placówki oświatowej nieczego nie da, bo nie można wymagać od niej czegoś, co jest niezgodne z prawem. (Uważam, że idiotycznym, ale jednak obowiązującym.) Żadne "śledztwa" kto i komu przekazał też są bez sensu. Dzieci mogły przecież przywieźć "pasażerów" z wakacji lub ferii. Mogły się zarazić od własnych bliskich, od każdej osoby z którą się kontaktowały.
Nie ma sensu, a nawet jest niemoralne, piętnowanie rodziców i dzieci o których skądeś dowiedzieliśmy się, że "to mają", bo nawet przy rygorystycznym przestrzeganiu higieny (tak jest w przypadku naszej rozmówczyni) wszawica zdarzyć się może. Dlatego rownież apelujemy do rodziców i dokładne przyglądanie się główkom swoich pociech i to już dziś po południu!. Niezłym pomysłem jest też wyrażenie zgody na kontrolowanie główek dzieci przez pielęgniarkę. Jestem przkonany, że można taką kontrolę przeprowadzić w sposób szanujący wszelkie dobra dzieci i bez niedopuszczalnego piętnowania tych dzieci u których pasożyty zostaną zanalezione. A znalezione pewnie zostaną...
Andrzej Grabowski - 11.10.2012 r.
|