Burmistrz Marek Dominiak sam dziś złożył wniosek o obniżenie mu wynagrodzenia do poziomu, który deklarował jeszcze przed wyborami, czyli o 20% w stosunku do poprzednika. Komisje Rady Miejskiej pozytywnie zaopiniowały projekt uchwały obniżający wynagrodzenie zgodnie z wnioskiem Dominiaka. Wcześniej radni i burmistrz dowiedzieli się bardzo wiele o finansach publicznych. Było to im potrzebne.
Dziś (19 grudnia 2014 r.) w sali Urzędu Miasta w Bisztynku odbyło się posiedzenie wspólne komisji stałych Rady Miejskiej, co w praktyce oznacza posiedzenie wszystkich radnych miejskich. W trakcie posiedzenie omawiane były projekty uchwał m.in. w sprawie zmian w wieloletniej prognozie finansowej, zmian w budżecie na 2014 r. w sprawie uchwały budżetowej na 2015 r. oraz w sprawie wynagrodzenia burmistrza Bisztynka.
Warto chwilę uwagi poświęcić wystąpieniu pani skarbnik Elżbiety Banaszkiewicz tłumaczącej zebranym zasady prawne i ograniczenia w tworzeniu zarówno wieloletniej prognozy finansowej jak i budżetu oraz zmian w budżecie.
Ten swoisty wykład, czy szkolenie chyba przydał się zarówno radnym jak i burmistrzowi Markowi Dominiakowi, bowiem musiał wycofać się ze stwierdzenia, które wygłosił podczas sesji inaugurującej jego urzędowanie. Powiedział wówczas, że co najmniej zastanawiające jest zaciąganie kredytu w wysokości 1 miliona złotych "na spłatę deficytu i poprzednich zobowiązań". Padło wówczas, że w budżecie domowym nikt nie zaciąga kredytu, aby spłacić poprzedni.
To drugie zdanie, że "nikt w domu..." jest akurat nieprawdziwe, bo czasem budżet domowy ratuje się kredytem konsolidacyjnym, ale nie o to dziś chodzi.
Elżbieta Banaszkiewicz wyłożyła "kawa na ławę" przepisy jakimi musi kierować się burmistrz i skarbnik pilnujący finansów gminy.
W zgodzie z prawem dotyczącym finansów publicznych gmina może się zadłużać wyłącznie na inwestycje i kredyty były zaciągane wyłącznie na inwestycje tyle, że nie w sposób bezpośredni, bo... gmina nie może zapisać w uchwale, że kredyt jest przeznaczony na inwestycję.
Ustawa o finansach publicznych (patrz wyciąg niżej) mówi o tym, że gmina może wziąć kredyt wyłącznie na spłatę zobowiązań i sfinansowanie deficytu budżetowego (planowanego i bieżącego) oraz na tzw. wcześniejsze finansowanie dotacji unijnych.
Nie można w uchwale rady napisać "zaciągnięcie kredytu na finansowanie inwestycji takiej to takiej". Uchwała rady musi używać języka i sformułowań określonych w ustawie.
Jak więc wziąć kredyt na inwestycję, skoro nie wolno? W budżecie planuje się tą inwestycję i jej finansowanie ze środków własnych, co w naturalny sposób "tworzy" planowany deficyt budżetowy. Ten deficyt spłaca się kredytem.
Tak więc jeśli gmina zaciągą kredyt to musi w uchwale zapisać, że jest on na spłacenie deficytu i/lub na spłacenie poprzednich zobowiązań.
Piszę o tym tyle, bo czasem wydaje nam się, gdy czytamy dokumenty finasowe lub budżetowe, że są pozbawione sensu i logiki. Tak jednak nie jest, bo cały ten system zawarty w ustawie o finansach publicznych stanowi system naczyń połączonych, w których jedno zdarzenie jest logicznie połączone z drugim i zawsze niesie ze sobą skutki tyle, że laik tych skutków nie zauważa, bo się na finansach publicznych zwyczajnie nie zna.
Reasumując, podczas dzisiejszych obrad połączonych komisji, wątpliwość burmistrza Dominiaka wyrażona podczas sesji inauguracyjnej, została rozwiana. Raz jeszcze podkreślmy, że burmistrz przyznał, że te przepisy ustawy o finansach publicznych nie były mu znane i dlatego wypowiedział wówczas pozbawioną uzasadnienia merytorycznego uwagę. Dziś wycofał się ze swych słów.
Wyciąg z ustawy o finansach publicznych:
Art. 89. 1. Jednostki samorządu terytorialnego mogą zaciągać kredyty i pożyczki oraz emitować papiery wartościowe na:
1) pokrycie występującego w ciągu roku przejściowego deficytu budżetu jednostki samorządu terytorialnego;
2) finansowanie planowanego deficytu budżetu jednostki samorządu terytorialnego;
3) spłatę wcześniej zaciągniętych zobowiązań z tytułu emisji papierów wartościowych oraz zaciągniętych pożyczek i kredytów;
4) wyprzedzające finansowanie działań finansowanych ze środków pochodzących z budżetu Unii Europejskiej.
W dalszej części obrad przewodniczący Zbigniew Drozdowski przedstawił projekt uchwały o ustaleniu wynagrodzenia burmistrza Bisztynka. Przedstawił projekt w którym wynagrodzenie zasadnicze określono na kwotę: 4800 zł, dodatek funkcyjny: 1800 zł, dodatek specjalny: 1320 zł i dodatek "za wysługę lat": 960 zł, co dało łącznie kwotę 8880 zł brutto miesięcznego wynagrodzenia, czyli o 10,89% mniej od poprzedniego burmistrza.
Po odczytaniu projektu poprosił radnych o wyrażenie opinii i... zapadła głucha cisza. Żaden z radnych nie wydusił z siebie żadnej wątpliwości, żadnej uwagi.
O głos poprosił, wobec tego, burmistrz Marek Dominiak.
- W związku z tym, że sprawą wynagrodzenia zajęły się już media oraz dla wypełnienia moich przdwyborczych deklaracji wnoszę o zmianę projektu uchwły w taki sposób, aby zarobki były niższe o 20% od poprzednika - powiedział burmistrz.
Przewodniczący Drozdowski odczytał wtedy nowy pojekt uchwły, w którym wynagrodzenie zasadnicze określono na kwotę: 4450 zł, dodatek funkcyjny: 1450 zł, specjalny: 1180 zł i "stażowy": 890 zł, co łącznie dało kwotę brutto: 7970 zł, czyli niższą o 20,03% od zarobków poprzednika.
Dodajmy od razu, że komisje przegłosowaly ten projekt i zaakceptowały. Tu jednak nie obyło się bez dyskusji.
Niektórzy radni uznawali, że jest to zby małe wynagrodzenie w stosunku do zakresu obowiązkow i odpowiedzialności. Inni zwracali uwagę, że nie powinni stawiać w złym świetle burmistrza i zrealizują prośbę samego zainteresowanego, zwracając przy tym uwagę, że zawsze możliwe jest podwyższenie wynagrodzenia w przyszłości.
Radny Tomasz Zwierzchlewski zwrócił uwagę przewodniczącemu, że jeszcze kilka miesięcy temu złożył jako zwykły mieszkaniec wniosek o obniżenie wynagrodzenia burmistrza o 30% a z uzasadnienia wniosku wynikało, że wnioskodawcy proponowali tak obniżone wynagrodzenie "każdemu następnemu burmistrzowi".
Zwierzchlewski pytał o - jego zdaniem - niekonsekwencję przewodniczącego, który w ciągu kilku miesięcy zmienił zdanie i zamiast konsekwentnie dążyć do obniżki na poziomie 30% teraz proponuje obniżkę jedynie o 20%. Zbigniew Drozdowski tłumaczył, że podstawą wniosku sprzed kilku miesięcy było oświadczenie majątkowe burmistrza Wójcika, w którym podał, że w okresie roku 2013 zarobił w UM w Bisztynku ponad 152 tys. złotych. - Nie wiedziałem wówczas, że burmisrz Wójcik miał wypłaconą tzw. "jubileuszówkę" - mówił Drozdowski.
Tę samą argumetację podawał, gdy uzasadniał pierwotny projekt uchwały ustalającej wynagrodzenie burmistrza. Zwierzchlewski kąśliwie dodał wówczas, że nieznajomość przepisów szkodzi.
Ostatecznie - jak już pisaliśmy - wynagrodzenie burmistrza na jego wniosek ustalono na poziomie 7970 zł brutto (5579 "na rękę"). Aby takie wynagrodenie burmistrz otrzymał potrzebna jest jeszcze uchwałaRady Miejskiej. Będzie rozpatrywana przez radnych w poniedziałek.
Komentarz autora: Sprawa od początku, gdy się o niej dowiedziałem (z telefonu osoby, która wcześniej niż ja miała dostęp do projektu uchwały) zainteresowała mnie, bo wyglądała na lekceważenie wyborców, którym deklarowano obniżkę pensji o 20% w stosunku do poprzednika. Moim zdaniem ta deklaracja mogła mieć wpływ na wynik wyborczy. Sprawa wynagrodzeń wójtów, burmistrzów, starostów, prezydentów należy do niesłychanie wrażliwych i poddawanych wnikliwej ocenie opinii publicznej. Nie wolno więc było jej pozostawić bez interwencji.
Ta interwencja była zresztą w interesie Marka Dominiaka, bo gdyby pierwotny projekt przegłosowano w najbliższy poniedziałek dopiero by się larum podniosło. Radni - sądząc po dzisiejszym milczeniu po odczytaniu pierwotnego projektu - przegłosowaliby uchwałę bez mrugnięcia okiem. Późniejsze tłumaczenia, że obniżkę obliczono na podstawie oświadczenia majątkowego nic by już nie dały.
Sprawa pokazała jedno. Zarówno burmistrz Dominiak jak i przewodniczący Drozdowski potrafią przyznać, że popełnili błąd (lub błędy) i nie próbują nawet udawać wszechwiedzących. To cecha, której poprzedni burmistrz nie miał.
Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że bardzo łatwo było błędów uniknąć. Wystarczyło zapytać np. pani skarbnik o składniki wynagrodzenia poprzedniego burmistrza i dlaczego w 2013 roku zarobił "tak dużo". We wcześniejszych latach też miał dochody inne niż "zwykłe wynagrodzenie". Mało kto wie, że otrzymał np. nagrodę za przeprowadzenie powszechnego spisu ludności. Tak jak każdy burmistrz i wójt w kraju.
Zbigniew Drozdowski licząc wynagrodzenie na podstawie oświadczenia majątkowego nie wziął też pod uwagę, że już za około miesiąc "jubileuszówkę" otrzyma aktualny burmistrz i też będzie ją musiał wykazać w oświadczeniu majątkowym za 2015 r. Tak więc nawet ten rachunek oparty na oświadczeniu z 2013 r. był błędny i ostatecznie nie wyniósłby tych sławetnych 20%.
Proszę więc także was czytelnicy. Zanim zajmiecie się oceną stanu finansów gminy, zanim policzycie czyjeś wynagrodzenie z oświadczenia majątkowego, zanim podniecicie się wyrwanym z kontekstu zarządzeniem burmistrza o nagrodach dla pracowników samorządowych, zanim będziecie ferować wyroki zastanówcie się, czy na pewno wszystko już wiecie i czy nie mylicie się tak jak mylił się i Dominiak i Drozdowski. Może lepiej najpierw zapytać tych, którzy się na tym wszystkim znają. Tak jak ja.
Andrzej Grabowski - 19.12.2014 r.
|