Aktualności >>> Był tu dla ciszy >>>

 .: Zdzich i ja...

ZDZICHU I JA... WSPOMNIENIE...

Zdzisław Milach, artysta plastyk... zmarł, w swoim domu w Lądku. W Lądku, dokąd sprowadził się z Warszawy. Jak sam mówił: "dla panującej tu ciszy", pozwalającej mu pracować nad grafikami, pudełkami, nożami, obrazami, rzeźbami, łukami i innymi rzeczami - choćby siodełkiem do własnego roweru, czy drzwiami wejściowymi do sieni. Do galerii "W Sieni".

Nie pamiętam daty, ani nawet roku, kiedy zobaczyłem dwóch "podejrzanych" facetów, obok zielonego poloneza trucka, w pobliżu pawilonu handlowego w Bisztynku. "Podejrzanych" - bo obcych. Polonez pokryty był jakimiś reklamami, z których w oczy rzucały się wiosła i łódki. Faceci się o coś kłócili. Jak to bracia...

Po kilku miesiącach dowiedziałem się kto to był. Zadzwonił do mne Zdzisław Milach, którego od tej pory nazywałem już Zdzichem, i zaprosił do Lądka. Nie pojechałem tam, ale on polonezem (który wkrótce i na dobre odmówił dalszej współpracy) pojawił się w Bisztynku. Przegadaliśmy kilkadziesiąt minut. Wyjaśniał mi powody, dla których ze stolicy przeprowadził się do Lądka. Uznał mnie za dobrze zorientowanego w miejscowym światku gościa i dlatego chciał gadać właśnie ze mną.

Poźniej spotykaliśmy się okazjonalnie. I w Lądku i w Bisztynku. Dowiedziałem się, że jest artystą plastykiem. Pokazał mi swoje grafiki, obrazy, rzeźby i wiele innych przedmiotów, które sam wykonał. Co roku otrzymywałem od niego własnoręcznie wykonaną, linorytową kartkę noworoczną. Dostałem też kilkanaście innych grafik, głównie z warmińskim, lądkowymi i bisztyneckimi krajobrazami, ptakami, zwierzętami.

Zawsze, podczas rozmów, mówił mi o ciszy... Ukochanej przez niego ciszy.

Dopiero w 2008 roku Zdzichu zdecydował się na otwarcie w swym domu galerii. Galerii "W Sieni". Pisałem o tym. Przypomnijcie sobie >>> Wcześniej wystawiał swe prace w Olsztynie i gdzies tam jeszcze. Poznał paru regionalnych twórców sztuk wszelakich. Bywali u niego.

Swe linoryty podarował dzieciakom z Gimnazjum Publicznego w Bisztynku. Pisałem o tym. Przypomnijcie sobie >>> Dawał je lub sprzedawał przeróżnym ludziom. A to w knajpie, a to podczas festynów i imprez w Bisztynku i okolicach.

Mijały miesiące. Pojechałem do Lądka w jakiejś banalnej sprawie. Zdzichu siedział bez własnej nogi, w fotelu. Spojrzałem na niego z przerażeniem. Pytałem - co się stało? - Obcieli mi nogę - odrzekł. Tak jakby chodziło o włosy, albo paznokcie. Zmagał się z inwalidztwem, ale nie narzekał. Tworzył w domu, a gdy otrzymał protezę ponownie zaczął pojawiać się w Bisztynku. Znowu gadaliśmy długo o rzeczach przyziemnych, ale i tych Najważniejszych.

W tak zwanym międzyczasie stał się bohaterem reportażu prasowego i radiowego. Wystąpił też w filmie promującym ideę Citta Slow. No bo on był takim "slow".

Zdzichu nie radził sobie z komputerem. (Poza programami graficznymi, które miał opanowane do perfekcji.) Pojawiałem się więc w Lądku, aby coś tam, w tej maszynie skonfigurować, wyczyścić, naprawić, albo stwierdzić, że "ten złom, to już tylko na złom". Ten złom musiał jednak działać, bo Zdzichu wysyłał swe projekty, kontaktował się tak z ludźmi, kontrachentami, rodziną.

Minął znowu jakiś czas bez spotkań ze Zdzichem. Gdy go znowu zobaczyłem nie miał drugiej nogi... I ponownie oświadczył z uśmiechem, że mu ją po prostu obcięli.

Zatelefonował do mnie parę miesięcy temu i powiedział, że kurier przyniesie do mnie, do domu, adresowaną do niego przesyłkę. Dostał nowy komputer. Było to zimą 2010/2011. Kurier nie był w stanie dotrzeć do Lądka. Miał wreszcie Zdzichu na czym pracować. I pracował. Do wczoraj... A teraz już jest w Ciszy...

O Zdzichu opowiada jego strona internetowa. Szkoda, że już nie będzie aktualizowana... Zajrzyj >>>

Andrzej Grabowski - 08.07.2011 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2011