O tajemniczej, ogromnej studni odkrytej przypadkiem w Bisztynku pisaliśmy kilka dni temu. Wczoraj (17 kwietnia) mieliśmy okazję zejść na jej dno po wypompowaniu z niej wody i sprawdzeniu przez strażaków, czy jest to bezpieczne. Skarbów niestety nie odkryliśmy.
O dość przypadkowym odkryciu ogromnej, tajemniczej studni pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. >>> Wczoraj nadszedł czas, aby zbadać ją dokładniej. Dzięki uzgodnieniom z dysponentem działki, czyli Urzędem Miejskim w Bisztynku i dzięki strażackim ćwiczeniom udało się ją obejrzeć od środka.
Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Bisztynku do wypompowywania wody ze studni przystąpili około godziny 15. Jej głębokość w studni mającej średnicę 5 metrów wynosiła 2,5 metra. Cała akcja trwała 2 godziny. Jak łatwo obliczyć studnia zawierała około 50 m3 wody. (Poj. walca=3,14 x (2,5m)do kwadratu x 2,5m=49 m3). Dodajmy, że wody przejrzystej, przez którą w świetle latarek widać było dno.
Odkrywca studni Marek Blank tuż przed wypompowaniem z niej wody sprawdził jej dno przy użyciu specjalnych magnesów neodymowych, ale chwyciły on jedynie mocno skorodowane fragmenty metalowych konstrukcji studni opadłe na dno.
Po wypompowaniu wody do poziomu, w którym dalsze jego obniżanie byłoby już niebezpieczne dla samej pompy, do wnętrza po drabinach wszedł strażak w aparacie oddechowym i specjalnym czujnikiem zmierzył poziom gazów niebezpiecznych dla życia. Takich gazów nie było. Można więc było bezpiecznie wejść do środka. Zdecydował się na to niżej podpisany.
Okazało się, że dno studni nie jest pokryte mułem. W środku jest położone o jakieś 20 cm. wyżej niż przy cembrowinie i ułożone z łatwo dających się przemieścić kamieni.
Do studni wciąż napływała woda i jej poziom przyrastał o około 20 cm w ciągu zaledwie 5 minut. W trakcie pobytu na dnie od poziomu "do kolan" podniósł się do poziomu "do połowy ud".
Już w trakcie wypompowywania wody okazało się, że napływa ona, jak z otwartych kranów, przez szczeliny między cegłami. Wyglądało to tak, jakby płynęła przez rurki wmontowane pomiędzy cegłami cembrowiny. Przy dalszym obniżaniu poziomu wody zaczęła napływać ze spodu, pod cegłami wypłukując z dna jasny, beżowy ił.
Wewnątrz studni odkryliśmy jedynie dwie rury wchodzące w ścianę cembrowiny w kierunku prowadzącym do nieistniejącego już budynku dawnego browaru (po wojnie mleczarni). To żeliwne rury. Konstrukcję wzmacniają dwie potężne stalowe szyny. Takie stalowe belki podtrzymują też betonową płytę zakrywającą studnię. W środku tej płyty jest kwadratowy otwór przez który do wnętrza weszliśmy. Prostopadle do belek stropowych wmontowano tam pręty na których zawieszono metalowe kółka. Przeznaczenia tych elementów nikt nie był w stanie odgadnąć.
Skarbów na dnie niestety nie odkryliśmy. Mogą tam ewentualnie znajdować się drobne artefakty, który w zmąconej wodzie nie sposób dostrzec. prawdopodobnie akcję trzeba będzie powtórzyć i do całkowitego wypompowania wody użyć także wozu asenizacyjnego, którego pompy "nie boją się" wciągnięcia iłu lub szlamu.
Wszystko wskazuje na to, że obiekt był kiedyś zbiornikiem wody dla potrzeb miejscowego browaru powstałego wcześniej niż miejskie wodociągi. Jak dotąd nie udało nam się znaleźć osoby, która wiedziałaby cokolwiek więcej na ten temat.